W sobotę (27.04.13r) koło godziny 20 mam zamiar z koleżanką zrobić Twitcama na Twitterze. Jeśli chcecie wpaść to serdecznie Was tam zapraszamy :)
Mój Twitter @Mary102666
*jeśli ktoś chciałby ode mnie follow back to śmiało piszcie*
+ Wciąż zapraszam do czytania najnowszego rozdziału ;)
czwartek, 25 kwietnia 2013
niedziela, 21 kwietnia 2013
Rozdział VII
Rozdział z dedykacją dla wszystkich gimnazjalistów, którzy od wtorku zaczynają zdawać egzaminy :)
POWODZENIA!!
*W rozdziale pojawia się parę nowych osób, jednak nie przejmujcie się nimi bo to tylko epizodyczni bohaterowie*
Siedziałam na wysokim krześle przy barze, sącząc kolejnego z rzędu drinka. Na dnie mojej szklanki zaczynało widać dno, na którym
powoli topiły się kostki lodu. Przytłumiona przez głośną muzykę i setki
nieznanych mi głosów czułam się niesamowicie mała. Kilka osób siedzących
nieopodal mnie rozmawiało beztrosko na jakiś niezwykle interesujący ich temat.
Inni po prostu w samotności zapijali swoje smutki.
Westchnęłam ciężko, garbiąc
się na niewygodnym krześle. Ciemne pasma powoli zaczynały opadać na moją twarz,
niszcząc tym samym całą fryzurę.
W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś
wzrok. Z początku niepewnie podniosłam głowę rozglądając się dyskretnie za
obserwatorem. Moja naiwna podświadomość cicho liczyła, że może gdzieś pośród
tłumu gości jest Louis. Po chwili poszukiwań mój wzrok padł na napakowanego
kolesia, stojącego po drugiej stronie baru. Chłopak czyścił szklankę, która w
jego wielkich dłoniach wydawała się być krucha jak porcelana. Ani na chwilę nie
spuszczał ze mnie wzroku. Pomimo pulsującego światła dostrzegłam na jego twarzy
bezczelny uśmieszek. Coś jego spojrzeniu sprawiło, że każda komórka mojego
ciała mówiła, abym jak najszybciej przerwała ten kontakt wzrokowy.
Odwróciłam od niego głowę, nie mając ochoty na towarzystwo umięśnionego barmana.
-Venus wszędzie cię szukałam!
Tuż za moimi plecami usłyszałam stłumiony żeński głos.
Powoli odwróciłam się na krześle, widząc Erin. Po jej minie zorientowałam się,
że ma dla mnie jakiegoś newsa.
Dziewczyna wdrapała się na wolne krzesło obok mnie, nie spuszczając ze
mnie swoich błyszczących z radości oczu.
-Słuchaj, opowiadałam ci już o Eriku?- zapytała pochylając
się w moją stronę, jakby nie chciała, aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
Przez chwilę musiałam zastanowić się, czy Erin wspominała mi
już o swoim prawdopodobnie nowym chłopaku, bo przypominając sobie ilość z jakimi
była, powoli traciłam nad tym rachubę. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową, opierając
rękę o kontuar baru, dając jej tym samym znać, że może zacząć opowiadać.
Erin
zatrzepotała rzęsami, unosząc pełne radości oczy.
-To ten kolega Iana, poznałam go parę tygodni temu- mówiła z
trudem przekrzykując muzykę.- Ale do rzeczy… Zaprosił mnie na randkę!!
Ostatnie słowa dosłownie eksplodowały z jej ust. Dziewczyna
miała czerwone z ekscytacji policzki, rozwaloną fryzurę, nie wspominając już o
źle zapiętych guzikach bluzki. Chyba nie chciałam wiedzieć, co robiła zanim tu przyszła.
W odpowiedzi wysiliłam się na jeden z moich najszerszych
uśmiechów, starając się, aby nie zauważyła mojego braku nastroju.
-Wspaniale! To musi być dla ciebie cudowna wiadomość –
powiedziałam po chwili ożywionym głosem, czując, że te słowa zakamuflują fakt,
jak bardzo nie mam ochoty tego słuchać.
Myślę, że każdy kto choćby przez chwile przyjaźnił się z
Erin kończył z takimi myślami. Opowieści o jej chłopakach stawały się być
uciążliwe. Tym bardziej gdy słyszało się o nowym kilka razy w miesiącu.
Od niechcenia spojrzałam na pustą szklankę, w której lód
prawie zniknął.
-Oczywiście, że tak! Musimy się napić i to oblać- Erin gestem głowy
przywołała barmana, kładąc zadbane dłonie na kontuar baru.
Mężczyzna podszedł do nas automatycznie.
-Co podać?- zapytał niskim głosem.
Z zaciekawieniem spojrzałam na jego twarz, orientując się,
że jest to ten sam mężczyzna, który jeszcze kilka minut temu bezczelnie się we
mnie wpatrywał.
Przysięgam, on bardziej nadawałby się na ochroniarza niż na
barmana.
-Cokolwiek byle było mocne- poinstruowała moja towarzyszka.
Westchnęłam przewracając oczami, zgadzając się na
zamówienie. Wypiłam już dzisiaj kilka drinków, dlatego ten jeden nie zmieni
niczego.
-Już się robi – odparł tajemniczo nachylając się w stronę
dziewczyny.
Erin także przysunęła się w jego stronę, najprawdopodobniej
zapominając, że mamy oblać jej randkę z innym kolesiem, a nie barmanem.
Chłopak zaśmiał się, kręcą z nieschodzącym uśmiechem głową.
Kiedy odszedł posłałam dziewczynie zdegustowane spojrzenie.
Erin skrzywiła się nie widząc w jej zachowaniu niczego
dziwnego.
-Milo wiedzieć, że komuś się podobasz
Zdołała powiedzieć
tylko tyle, bo barman znów się pojawił, tym razem niosąc nasze drinki.
-Mocne, dobre i co najważniejsze- przerwał na moment patrząc
tym razem w moje oczy, powodując, że poczułam się niezręcznie- za darmo…
Mężczyzna wolno podał nam napoje, na koniec posyłając tajemniczy
uśmiech. Erin nie byłaby sobą gdyby tego nie wykorzystała.
-Jestem Erin, a to moja przyjaciółka Venus
Wyprostowałam się na krześle, dając Erin kuksańca w bok.
Dziewczyna klepnęła mnie po udzie, szepcząc abym się uspokoiła.
Co mnie bardzo nie zdziwiło, mężczyźnie bardzo spodobał się
fakt, że teraz zna nasze imiona.
-Jestem Brian
Chłopak wodził wzrokiem po mojej twarzy, następnie
przenosząc go na dekolt. Odruchowo zakryłam go ręką, dając mu do zrozumienia,
że to co robi jest bardziej zauważalne niż mu się wydaje, a ja tego nie pochwalam.
Brian zmierzwił umięśnioną ręką krótkie włosy, ponownie
nachylając się w naszą stronę. Spojrzałam na Erin, która z zaciekawieniem
obserwowała zachowanie chłopaka.
-Jakby co, to wciąż tu będę- mrugnął wskazując drzwi
prowadzące na zaplecze.
Erin wybuchła śmiechem, podnosząc szklankę do góry.
-Za Davida i jego imprezę.
Podążyłam jej śladem unosząc swój napój do ust. Mocny płyn
rozlał się w moim gardle, paląc wnętrze krtani. Skrzywiłam się połykając
kolejny łyk. Erin z impetem postawiła szklankę na blat baru, szybko ześlizgując
się z krzesła.
-No dobra, Venus, choć zatańczymy!!!
Dziewczyna ciągnęła mnie, zmuszając abym zeszła z krzesła. W innym wypadku wraz z nim leżałabym na podłodze. Zrobiła to tak automatycznie, że nie zdążyłam nawet poprawić zadzierającej się sukienki.
Wpadłyśmy w gęsty tłum ludzi, robiąc sobie trochę miejsca. Z początku nie tańczyłam, tylko wpatrywałam się w dziwne pozy Erin. Dziewczyna
obracała się wokół własnej osi, co chwile podnosząc ręce do góry, to ocierając
się o jakiegoś chłopaka. Wybuchłam śmiechem w końcu dołączając do niej. Już po kilku
chwilach poczułam się wolna. Poddałam się dźwiękom muzyki i poczuciu
zatracenia. Gdy tylko zamknęłam oczy odprężyłam się robiąc niekontrolowane
figury. Moje ciało podskakiwało w rytm muzyki, nogi ciężko odbijały się o
ziemię, beztrosko ciesząc się chwilą.
-Wreszcie się wyluzowałaś!
Usłyszałam radosny głos Erin, tańczącej tuz obok mnie.
Chwile później dziewczyna chwyciła mnie za rękę nakazując zrobienie obrotu.
Poczułam jak świat zaczyna wirować, na moment tracąc kontrolę, czując się jak
zahipnotyzowana. Nie przestawałam tańczyć ani na chwile. Czułam się jak dziecko wypuszczone po zakończeniu roku szkolnego- wolna, nieograniczona. Zaczynałam się w końcu zastanawiać czy alkohol właśnie o sobie nie dawał znać.
W pewnym momencie ktoś
złapał mnie za rękę, odbijając mnie Erin.
W zatłoczonym klubie gdzie światła były zgaszone, a ciemność
przerywana była tylko pulsującymi jasnymi barwami, ciężko było zobaczyć kogoś
obok siebie. Na moment zwolniłam kroku, skupiając się, aby dostrzec kto trzyma
mnie za dłoń i czy nie zrobił tego przez przypadek, myląc mnie z inną osobą.
Jednak gdy tylko poczułam
mocne szarpnięcie upewniłam się, że jednak się myliłam.
Przede mną stał wyższy o ponad dwie głowy chłopak. Chwile później
przyciągnął mnie mocno do siebie, lewa rękę kładąc na moich plecach. Skołowana
podniosłam głowę próbując dokładniej przyjrzeć się nieznajomemu. Serce skoczyło
mi w klatce piersiowej gdy tylko zorientowałam się jak bardzo chłopak przypomina mi Louisa.
Spowolniłam swoje ruchy, opierając się przy tym chłopakowi. Nieznajomy objął obiema
rękoma moja talie, przyciągając do swojego torsu. Jego ruchy były
gwałtowne i nie było w nim dozy delikatności. Mocna woń perfum zmieszana z zapachem potu przyprawiała mnie o mdłości. Spuściłam głowę, nie chcąc na
niego patrzeć.
-Jestem Chris- wyszeptał odgarniając pasma włosów za moje ucho. Pomimo
dusznego, ciężkiego powietrza poczułam zimny podmuch na skórze mojej szyi. Odważniej podniosłam głowę spotykając jego ciemne oczy. To
nie był Louis, jednak, fakt, że przedstawił się jako Chris nie zmieniał tego,
że był do niego podobny.
Chris najwidoczniej uznał moje spojrzenie jako pochwałę
swojego zachowania, bo chwile później poczułam jego wargi na swojej szyi. Jego
język delikatnie stykał się z moją skórą powodując dreszcze na całym moim ciele.
Wypuściłam powietrze wzdrygając się na dotyk jego szorstkiej dłoni na moich gołych
plecach, która powoli zbliżała się do mojej pupy. Instynktownie odepchnęłam Chrisa, patrząc na niego z pogarda.
-Nie podobało ci się?- zapytał zmieszany, jednak w jego
głosie wyczułam wściekłość.
Chwilę zajęło mi wbicie do głowy, że to nie jest Louis tylko
bardzo podobny do niego chłopak. Powoli traciłam zmysły. Momentalnie odwróciłam
się na pięcie, przepychając przez zgromadzonych ludzi. Chciałam jak najszybciej
znaleźć się na powietrzu, aby choć na moment uspokoić swoje poronione wizje.
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, a chłodne powietrze
dotknęło mojej skóry poczułam się lepiej. Oblizałam spierzchnięte wargi. Usiadłam się na skraju betonowej
donicy, opierając dłonie o kolana. Tak naprawdę nie mogłam przestać myśleć o
wydarzeniach z wczorajszego dnia. Jak mogłam nie pamiętać Louisa? Jak on mógł
pamiętać mnie? Po co to wszystko mi pokazał? Skąd wiedział, że akurat wtedy
pojawią się te zbity? Po raz kolejny miliony pytań kłębiło się w mojej głowie,
nie dając choć na chwile odpocząć. Skoro wie jaka jestem to po co w ogóle się
ze mną zadaje? Myśli, że mnie zmieni? Sprawi, że będę łagodna i grzeczna?
W tej chwili pomyślałam, że szkoda, że nie wypiłam jeszcze z
trzech drinków. Mój mózg zdecydowanie zbyt dobrze pracował.
Kilkunastu ludzi przechadzało się po szerokim betonowym chodniku, niektórzy spoglądali na
mnie z żalem inni ze świńskimi uśmieszkami.
Po paru minutach zebrałam się w sobie, aby wstać i
iść gdziekolwiek byle tu nie siedzieć.
Wystarczyło, abym przeszła kilkanaście
metrów, abym spotkała Iana.
-Venus, chodź tu do nas!- zawołał, przywołując mnie gestem
ręki. Już z oddala widziałam, że chłopak jest pijany.
Chwile wahałam się, jednak czując, że nie mam innego wyboru
ruszyłam w jego stronę.
-Hej, ktoś umarł? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Chłopak objął mnie ramieniem przyciągając do siebie.
-Nie, jest w porządku- powiedziałam krótko widząc, że na
niskim murku siedzi dwóch kolesi uważnie nam się przyglądających.
Ian widząc moja minę przedstawił mi swoich towarzyszy.
-Venus to
Sam i John, to Venus
Chłopaki przywitali się posyłając mi ciepły uśmiech.
-Może masz ochotę się napić? -zapytał jeden z nich. Odruchowo
pokręciłam przecząco głową. Nie byłam do końca przekonana co do ich zamiarów.
-Wiesz co Venus? Tobie chyba coś jest- Ian przerwał na
moment zapalając papierosa, którego po chwili wsadził do ust- Jesteś jakaś
zamknięta w sobie. Albo raczej ostrożna- chłopak szukał odpowiedniego słowa z
ciekawskim spojrzeniem wpatrując się we mnie.
Przystawałam z nogi na nogę, zastanawiając się dlaczego znów
o to pyta.
-Zdaje ci się –rzuciłam dając mu kuksańca w brzuch, próbując przerwać tą poważna atmosferę.
Chłopak zaciągnął się dymem puszczając szary obłok w stronę
mojej twarzy. Na moment wstrzymałam powietrze.
-Tak myślisz?- zapytał wiercąc mnie wzrokiem
Stanowczo przytaknęłam mu głowa nie spuszczając kontaktu
wzrokowego
-Może się zakochała?- zakpił chłopak, który o ile dobrze
pamiętałam miał na imię Sam. Jego krucze włosy i pociągła twarz, przy tym delikatne rysy twarzy sprawiły, że przez
moją głowę przeszła myśl, że może chłopak jest gejem.
-Venus, ja o czymś nie wiem? – Ian zrobił przerażoną minę, drażniąc się ze mną.
Przewróciłam oczami, każąc puknąć im się w głowę
-Już dajcie mi spokój.
Z ich strony były to ostatnie uwagi. Po krótkiej chwili
milczenia zaczęliśmy normalnie gadać o byle czym. I nic nie wskazywało na to,
że to ma się zmienić. Do czasu.
Po godzinie dołączyła do nas Erin. Kilka osób powoli
zaczynało opuszczać klub rozchodząc się w swoje strony. Na zegarku, który
miałam na lewej ręce dochodziła dziesiąta. Zdziwiło mnie, że ludzie powoli
wychodzą, jednak nie zależało mi na tym. Widocznie im też coś nie przypadło do gustu.
Ni stąd ni zowąd w moich myślach znów pojawił się Louis.
Najprawdopodobniej właśnie teraz śpiewa w innym klubie. Nie chciałam tam iść,
czułabym się nie na miejscu, a on sam pewnie po dłuższych zastanowieniach nie chce w ogóle na mnie patrzeć. W ogólne dlaczego tak bardzo się nim przejmuję? To wszystko nie miało najmniejszego sensu.
-Ej patrzcie, to nie jest ten frajer ze swoją dziewczyna?-
Ian wysyczał przez zęby wskazując na niskiego pulchnego chłopaka, który właśnie
wychodził z jakąś dziewczyną z klubu.
-A która by go chciała?- Erin wtrąciła swoje trzy grosze.
Patrząc na reakcje Iana nie wiedziałam czego się spodziewać.
Chłopak porozumiewawczo spojrzał się na Johna, zachęcając, aby podejść do
pulchnego chłopaka. John rzucił na ziemie niedopałek papierosa, szybko
podnosząc się z murku na którym do tej pory siedział. Doskonale znałam Iana i
tym bardziej bałam się tego co zamierzał zrobić.
-Będzie ciekawie- pogrążona w szaleńczo biegnących myślach
ledwo usłyszałam słowa Erin.
Takie sytuacje miały już miejsca i zawsze kończyły się
kiepsko. Wcześniej nie zwracałam na to, aż tak dużej uwagi bo sama doskonale
bawiłam się takimi widokami. Jednak teraz wszystko wydawało się być inne. Tak
jakbym wyszła ze swojego ciała, duszą wchodząc w osobę kompletnie różna od siebie.
Każdy krok Iana sprawiał, że coraz bardziej niepokoiłam się co zaraz się
stanie.
Niski chłopak, o pulchnej twarzy i małych oczach jakby nigdy nic oparł się o ścianę tuz przy wejściu do klubu. Jego towarzyszka o proporcjach
przeciwnych do chłopakach, uśmiechała się do niego czule. Kompletnie nie
wiedzieli co może się zaraz stać.
-Hej ty!- John splunął na ziemie, po chwili zbliżył się do pulchnego
chłopaka.
-O co chodzi?-zapytał na luzie, nie przejmując się za
bardzo John'ym.
Ian dotrzymał kroku koledze, stając tak, aby
uniemożliwić dziewczynie kontakt z chłopakiem.
-Słyszałem, że masz ze mną jakiś problem- Ian zamaszyście
chwycił chłopaka za bluzę nakazując, aby spojrzał mu w oczy. Chłopak przylgnął do
ściany wybałuszając oczy. Nie wiedziałam o co im poszło, co takiego
mogło się stać, że Ian tak zareagował.
Nie dosłyszałam odpowiedzi chłopaka. Ian wymierzył w niego
pięść, uderzając w prawe oko. Chłopak zachwiał się opierając prawa rękę o
ścianę. Nie minęła chwila, a John zaatakował chłopaka. Wokół nas zaczynał
zbierać się tłum gapiów. Ian tak zasłonił chłopaka, że z mojej perspektywy nie widać było twarzy ofiary. Czułam jak
serce skacze mi w klatce piersiowej, a całe ciało powoli zaczyna się trząść.
Po policzkach towarzyszki ofiary zaczęły płynąc łzy. Dziewczyna błagała Iana,
aby przestał. Bez skutku.
Jej zachowanie przywołało mi wspomnienie z wczorajszego dnia, kiedy to ja mówiłam Louisowi, żeby tamte zbity przestały bić chłopaka
bo go zabiją.
Pociągnęłam za rękę Erin, podchodząc bliżej. Ian kopał go nogą w twarz, powodując, że jego usta pokryły się krwią. Chłopak wydał z siebie kilka krótkich krzyków, które stawały się coraz słabsze.
-Ian przestań!- krzyknęłam z całej siły, nie mogąc dłużej na
to patrzeć. Tłum gapiów skierował na mnie swoje spojrzenia. Ian na moment
spuścił oczy z chłopaka patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
-O co ci chodzi do cholery?- wrzasnął podnosząc się, jednocześnie przyciskając chłopaka do ziemi.
Przełknęła ślinę po raz pierwszy bojąc się Iana.
Chłopak
podszedł do mnie bliżej. Nie mogłam stracić kontaktu wzrokowego bo wiedziałam,
że odbierze to jako zwycięstwo. Cofnęłam się o krok do tylu.
-Już ci się to nie podoba?-zapytał groźnie niskim głosem.
Na jego czole pojawiła się nabrzmiała żyła, zakrywana
zmarszczonym ze złości czołem. - Przecież lubiłaś takie zabawy!
W tym momencie nie wytrzymałam, wymierzając chłopakowi
policzek. Wszyscy wokół nas zamilkli i jedynie muzyka płynąca zza ścian klubu
utwierdziła mnie w przekonaniu, że wciąż żyję.
Ian złapał mnie za nadgarstki boleśnie oplatając wokół nich
palce. Z trudem mu się wyrwałam.
-Zostaw mnie w spokoju!
Nie czekając ani chwili odwróciłam się i nie zważając na
spojrzenia innych, ruszyłam biegiem przed siebie. Czułam się jak w jakimś
koszmarze, bajce o czerwonym kapturku, gdzie babcia przemienia się w wilka.
Tylko, że w tym przypadku przyjaciel przemienił się w zło.
Biegłam zatrzymując
się dopiero na drugim skrzyżowaniu. Ulice oblegane nastolatkami sprawiły, że
choć na chwilę mogłam wtopić się w tłum pozostawiając wilka za sobą. Przystanęłam
opierając głową o mur budynku. Serce kołatało w piersiach, a umysł tracił
świadomość. Wiedziałam, że byłam pijana, ale wszystko to działo się naprawdę. To nie są jakieś omamy, psoty umysłu.
Powiew chłodnego powietrza
sprawił, że na całej skórze poczułam gęsią skórę. Może Louis miał racje, może
faktycznie jest coś ze mną nie tak. Przecież Ian wcale nie kłamał mówiąc, że
lubiłam takie zabawy. Byłam złym człowiekiem. Wciąż nim jestem. Skoro lubiłam
takie rzecz, dlaczego tam nie zostałam? Zbyt dużo sprzecznych informacji jak na
jedną dobę. Nie rozumiałam siebie. Nie potrafiłam stwierdzić co mną kieruje.
Kim jestem. Brnęłam przez muł w czarną dziurę otoczoną błotem wsysającym do
głebi ziemi.
Powoli się uspokajałam. Teraz nie miałam nic do stracenia.
Wiedziałam gdzie muszę iść.
***
Mały klub D&K znajdował się zaledwie pięć przecznic od klubu, w którym David miał imprezę. Z reszta czemu tu się dziwić. To w końcu
nocna cześć Londynu, oblegana masowo przez młodych ludzi. Przed D&K stało mnóstwo samochodów, a ludzie co chwilę wchodzili lub wychodzili z klubu.Z zewnątrz dobiegała muzyka i co jakiś czas oklaski. Sama myśl, że za tymi ścianami jest Louis sprawiła, że
puls natychmiast mi podskoczył.
Ruszyłam ku wejściu.
Zadymione od papierosów powietrze dostało się do moich płuc.
Tłum ludzi jak woda zalewał kompletnie cały klub. Z głośników płynęła popowa
muzyka. Z początku nie rozpoznawałam utworu jednak nie przejmowało mnie
to. Przeciskałam się miedzy ludzi starając znaleźć jakieś miejsce, z którego bez
problemu zobaczę wykonawców. W końcu przystanęłam obok wysokiego
mężczyzny z dwójka dzieci. Aż wreszcie go zobaczyłam. Louis zaczynał własnie
śpiewać solówkę. Jego głos, tak jak i za pierwszym razem gdy go słyszałam był
anielski. Chłopak miał prawdziwy talent. Przez całą solówkę uśmiechał się
delikatnie, skupiając na emocjach towarzyszących utworowi. Umięśnione ręce
obejmowały mikrofon, delikatnie obracając go w palcach. Stałam jak wryta.
Nagle
przestałam myśleć o tym co było i jak zareaguje jeśli mnie zobaczy, a skupiłam się na jego głosie. Kompletnie nie
zwracałam uwagi na pozostałe osoby na scenie. Ktoś niespodziewanie popchnął
mnie do przodu. Zdenerwowana odwróciłam się widząc ogromnego faceta trącającego mnie co chwilę swoim brzuchem. Sfrustrowana odwróciłam się z powrotem do sceny, szukając wzrokiem Louisa. Moje serce mało nie dostało własnych nóg, kiedy
spostrzegłam, że para lazurowych oczu wpatruje się w moje.
Mam nadzieję, że rozdział jest okej. :)
+ Zajrzyjcie na mojego drugiego bloga, mam dla Was małą propozycję
Ach i jeśli są błędy to przepraszam za nie!
sobota, 13 kwietnia 2013
Rozdział VI
Rozdział z dedykacją dla Klaudii G -Never give up babe :) xxx
Gdy tylko wsiadłam do samochodu, a Louis odpalił silnik auta poczułam się jeszcze bardziej niepewnie. Serce nie marnowało okazji na mocniejsze uderzenia, boleśnie tłucząc się po wnętrzu mojej klatki piersiowej. Zaczerpnęłam głęboko powietrza próbując się uspokoić. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, a strach i niepewność nie pozwalały mi o to spytać. W ogóle nie byłam pewna czy chcę wiedzieć.
Gdy tylko wjechaliśmy na główną drogę Louis dodał gazu wciskając się pomiędzy dwa auta.
-Co robiłeś w okolicach szkoły?- zapytałam chcąc przerwać ciszę.
Nie otrzymując odpowiedzi, odwróciłam głowę w jego stronę, uważnie przyglądając się jego twarzy. Niewinny uśmiech pojawił się momentalnie.
-Miałem oddać coś Sebastianowi- odparł w końcu, nie odrywając wzroku od drogi. Na samo wspomnienie Crowe'a poczułam mdłości.
Louis musiał zauważyć moją reakcję bo przeniósł na mnie wzrok .
-Chyba go nie lubisz
Przewróciłam oczami.
Czy Louis nie widział co działo się na imprezie jego kumpla? Odgarnęłam szybkim ruchem włosy, dodając sobie pewności.
-Nienawidzę go. To kretyn. Pusty idiota. Casanova- wyrzucałam z siebie obelgi powstrzymując od zbędnych wyrazów.
Louis zaśmiał się cicho.
-Trochę przesadzasz
Spiorunowałam go wzrokiem, otwierając buzię chcąc coś powiedzieć, jednak w ostateczności nie wydusiłam ani słowa. Wypuściłam głośno powietrze.
-Sebastian jest w porządku, choć co prawda, czasami przegina- popatrzył na mnie smutno.
Spuściłam głowę
-Ale coś z męskiej dziwki ma- nie mogłam się powstrzymać. Niechęć do tego człowieka po prostu mi na to nie pozwalała. Ku mojemu zdziwieniu Louis wybuchł śmiechem. Chwilę później ja również się śmiałam.
Rozmowa się urwała, a my znów zostaliśmy pozostawieni grobowej ciszy. Nerwy trochę opadły, a ja zaczynałam się nudzić jazdą.
-Słuchaj jeśli chcesz mnie porwać i zabić to chyba nie powinniśmy jechać w stronę centrum -zażartowałam- Wiesz, tam jest sporo ludzi.
-Nic takiego nie planowałem- odparł cicho, jakbym właśnie zdradziła jego sekret.
Dziesięć minut później auto Louisa wjechało na teren McDonalda. Louis zatrzymał auto w kolejce do McDrive'a. Miejsce, w którym się znaleźliśmy trochę mnie zdziwiło.
Chłopak wyciągnął swój portfel, po chwili wyjmując banknoty.
-Co chcesz?-zapytał szybko
Nie byłam pewna czy chcę, aby on za mnie płacił.
-Mogę za siebie sama zapłacić- spojrzałam mu w niebieskie oczy, po chwili przenosząc je na banknoty w jego dłoni.
Louis pokręcił głową.
-Przykro mi, ale tym razem porywacz płaci- pokazał mi język, po chwili dodając szybko- To co chcesz?- jedna z jego brwi uniosła się do góry.
-Shake truskawkowy wystarczy
Louis pokiwał głową. Odwrócił się, aby spojrzeć na młodą dziewczynę cierpliwie czekającą, aż chłopak opuści szybę i złoży zamówienie.
-Czym mogę służyć?-zapytała promiennie się do niego uśmiechając.
-Poproszę dwa shaki truskawkowe, dwa cheeseburgery, podwójną cole i duże frytki.
Dziewczyna sprawnie zapisywała w komputerze informację. Przez chwilę wydawała mi się znajoma, jednak nie potrafiłam jej z nikim skojarzyć.
-Czy jest pan zainteresowany naszą ofertą, w której znajduje się między innymi zniżka na nuggesty w większym opakowaniu?-zapytała trzepocząc zalotnie rzęsami.
Louis odwrócił się w moją stronę.
-Skusimy się?-zapytał uśmiechając się cwaniacko
Wzruszyłam ramionami dając mu wolną rękę.
-Dziewczyna spojrzała na mnie wrogim spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiałam się czy wścieka się , za to ,że jestem tu z Louisem, na którego ewidentnie leci, czy na to, że nie chce dać McDonaldowi zarobić.
-To weźmiemy- odparł energicznie
-Świetnie!- zaćwierkała jak młody skowronek po długiej zimie. Dziewczyna wbiła sprawnie nuggesty na rachunek - Zamówienie do odbioru w okienku obok. Smacznego posiłku.
Louis ruszył zatrzymując samochód tam gdzie prosiła go ta dziewczyna.
Kiedy nasze zamówienie znalazło się we wnętrzu auta, a Louis wyciągnął z niego cheeseburgera podając mi go powiedziałam do niego;
-Prosiłam tylko o shake'a
Chłopak mrugnął do mnie wciskając mi w dłoń jedzenie
-Weź go
Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, jednak przerwałam go jako pierwsza
-Dzięki
Wyjechaliśmy na główną drogę, zmierzając znów w nieznaną mi stronę. Z widoków za okna podejrzewałam ze jedziemy gdzieś poza centrum. Nietknięty cheeseburger wciąż tkwił w moich dłoniach. Nie chciałam jeść go sama. Wolałam poczekać, aż Louis tez zacznie coś jeść.
Jechaliśmy aż do momentu, dopóki Lou nie zatrzymał się w dzielnicy, która przyprawiała mnie o dreszcze. W oddali widziałam stare boisko otoczone zestarzałymi trybunami. Nie rozumiałam co tutaj robimy i dlaczego nie pojechaliśmy do przyjaźniejszych okolic. Przełknęłam ślinę odwracając głowę w stronę chłopaka.
-Dlaczego tutaj jesteśmy?- zapytałam stanowczym głosem.
Louis spuścił głowę obracając na kolanach kluczyki do samochodu. Klucze brzęczały za każdym razem, kiedy chłopak wykonywał gwałtowniejszy ruch. Chwilę się wahał aż w końcu podniósł głowę patrząc wprost przed siebie.
-Bez powodu... Uznałem, że to dobre miejsce, aby pogadać.
Na chwilę odwróciłam od niego oczy ponownie wyglądając za szybę. Nie miałam pojęcia co w takiej dzielnicy może być dobrego. Cheeseburger powoli robił się zimny.
Louis schował klucze do kieszeni spodni, złapał papierową folie z jedzeniem, po czym otworzył drzwi;
-Chodźmy
***
Siedzieliśmy na trybunach twarzami skierowanymi do siebie. Jedzenie z McDonalda położyliśmy pomiędzy nas i w ciszy jedliśmy fastfoody. Pogoda powoli zaczynała się zmieniać. Słońce coraz rzadziej pojawiało się na zachmurzonym niebie. Louis nie zdradzał o sobie zbyt wielu szczegółów. Był bardzo tajemniczy i nie mówił do tej pory o swoim życiu kompletnie nic.
W końcu uświadamiając sobie prawdopodobnie, że jesteśmy tu, aby coś sobie wyjaśnić zapytał;
-Co chciałabyś o mnie wiedzieć? Imiona rodziców? Numer buta?- zaśmiał się trochę rozluźniając atmosferę, która wciąż sprawiała, że czułam się nieswojo.
Przełknęłam kęs, wycierając ręce o spodnie zastanawiałam się o co go zapytać. Zanoszący się wiatr rozwiewał moje włosy zakrywając mi twarz pojedynczymi pasmami.
-Co robiłeś tamtego dnia w szpitalu?-zapytałam uznając to pytanie za podstawowe.
Louis upił łyk coli. Na jego ustach pojawił się uśmiech owiany jakąś tajemniczą nutką.
-Moja mama jest pielęgniarką. Pracuje w tym szpitalu, a tego dnia gdy twoja koleżanka rodziła była akurat jej zmiana. Często ją odwiedzam - powiedział to tak na luzie, jego odpowiedź była tak prosta. Dlaczego na to wcześniej nie wpadłam?
Przez moją głowę przemknęły wszystkie teorie na jego temat, które teraz wydawały się mieć proste rozwiązania.
Czy to możliwe?
-Liczyłaś na inną odpowiedź?-zapytał podejrzliwie, widząc jak bardzo mam zdezorientowaną minę.
Szybko pokręciłam przecząco głową, aby nie pomyślał, że brałam go za pacjenta.
Zawstydzona spuściłam głowę chowając oczy za zasłoną rzęs.
-Nie chodzisz do tej szkoły co ja, prawda?- to pytanie było idiotyczne jednak nie chciałam, aby ta cisza tak strasznie się przedłużała.
Louis popatrzył gdzieś w daleki punkt. Wydawało mi się, że nad czymś ciężko myśli.
-Nie, nie chodzę tu do szkoły.
Do mojej głowy wpadł pomysł, że może uczęszcza do szkoły muzycznej. O ile dobrze pamiętałam ma talent wokalny.
-Czym się interesujesz?-zapytałam dodając szybko, aby go nakierować o co dokładniej mi chodzi - Masz niezły głos.
Papierek po cheeseburgerze zwiał z ławki, szybkim tempem unoszony przez wiatr, kierował się w inną część trybun. Obydwoje patrzyliśmy na niego pozwalając mu się od nas oddalić.
Louis chyba powtórzył sobie moje słowa, bo na jego twarzy znów zawitał delikatny uśmiech. Polubiłam ten wyraz.
-Śpiewam w takim garażowym zespole, ale dzięki za komplementy- powiedział puszczając do mnie oko.
-A ty czym się interesujesz?-zapytał spoglądając ciekawie na mnie
-Ja...em...- przygryzłam wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Nie miałam jakiś szczególnych zainteresowań. Lubiłam imprezować, dobrze się bawić i nie ograniczać, ale to nie było to o co pytał. Poczułam się głupio. A nawet gorzej. Nigdy nikt mnie nie pytał o takie rzeczy
- Chyba nie interesuję się niczym szczególnym-przyznałam głośno kreśląc na ławce i palcem ósemki.
-Jesteś dobrą, opiekunką i troskliwą osobą- przyznał jakby chciał mnie tym pocieszyć.
Miło było usłyszeć od niego komplement.
Rozmawialiśmy ponad pół godziny, próbując się bliżej poznać, gdy nagle gdzieś w oddali ktoś zaśmiał się głośno. Jego głos odbił się echem o ściany budynków otaczających boisko. Po chwili usłyszałam odgłos bitej butelki. Zaniepokojona spojrzałam na Louisa.
-Co to było?
Louis zrobił nieznaną mi dotąd minę, zastanawiając się pewnie jak to wszystko wyjaśnić. Z resztą co to miało z nim wspólnego?
-Jest pewnie powód dlaczego cię tu zabrałem- przyznał w końcu. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i panika, a serce znów zaczęło bić jak szalone. Za rogu jednego z budynków wyszło trzech mężczyzn. Dwóch z nich popychało przed sobą trzeciego. Po chwili chłopak upadł wijąc się na ziemi.
Przerażona spojrzałam na Louisa
-O co tu chodzi??!-zapytałam, moje słowa przeradzały się w krzyk - Przecież oni go zabiją!
-Popatrz na nich i powiedz mi czy to ci coś nie przypomina?
Szybko przeniosłam wzrok na zbirów, którzy teraz kopali w brzuch chłopaka, który z odgłosów które wydawał, można było się domyślać, że zaraz zemdleje, albo gorzej- umrze. Nie rozumiałam o co chodzi Louisowi i z czym ma mi to się kojarzyć. Jeden ze zbirów zagwizdał głośno, krzycząc i obrażając chłopaka leżącego na ziemi. Po chwili zza rogu wyszła okapturzona dziewczyna, która zamiast pomóc robiła zdjęcia. Nie rozumiałam o co chodzi do momentu, kiedy w mej głowie wreszcie coś zaskoczyło. Cała ta sytuacja przypomniałam mi zdarzenia sprzed kilkunastu lat. Jeszcze za czasów, kiedy nie chodziłam do szkoły średniej. Początki znajomości z Rachel.
Moje myśli błądziły próbując odnaleźć sens. Pamiętam gromki śmiech i innego kolesia, którego najprawdopodobniej już dawno wymazałam z pamięci. Do moich oczu napłynęły łzy. Musiałam kilkakrotnie pomrugać, aby nie poczuć płynących po policzkach słonych kropli. Wiatr zgarnął moje włosy z ramion, przyklejając niektóre kosmyki do policzków, po czym ponownie zabrał je wszystkie za moje ramiona. Louis dotknął mojej twarzy odgarniając kilka zagubionych. Przestraszona odskoczyłam.
Wyraz jego twarzy dopełnił moje wspomnienie.
Była późna jesień, czasy kiedy dopiero zaczynałam wysuwać się na prowadzenie w elicie szkoły. Ktoś mnie zdenerwował, uderzyłam go w policzek, a Ian z jakimś brunetem zaczęli go bić i kopać na tyłach szkoły, tuż przy boisku szkolnym. Szklana butelka coli rozbiła się na milion kawałeczków, kiedy Sam, chłopak który mnie denerwował od pierwszego dnia szkoły, upadł na ziemię. Wyciągnęłam komórkę chcąc nagrać to zdarzenie. Krzyczałam, obrażając wyzywając go. Chciałam go ośmieszyć. Gesty tłumek ludzi zebrał się wokół nas, niektórzy również to kamerowali. Gdy wszystko się skończyło, a zadowolona oglądałam nagrany materiał, nagle spostrzegłam na tym video chłopca stojącego z boku całego zgiełku, kamera ledwo go objęła, jednak jego sylwetka była wyraźna.
-To byłeś ty -powiedziałam dusząc łzy
-Chodziliśmy do jednej podstawówki, Venus. Nie zrobiłabyś tego jeszcze parę lat wcześniej. - powiedział patrząc prosto w moje oczy. Widziałam w nich żal i smutek. Nie umiałam siebie usprawiedliwić.
-Czasy i ludzie się zmieniają- powiedziałam to bardziej do siebie niż do niego, jednak wciąż nie wiedziałam jak się usprawiedliwić i jednocześnie wyjść z twarzą.
-Ty nie jesteś taka.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Jaka?
Chłopak zacisnął zęby, wkładając rękę do kieszeni. Łzy powoli przestawały płynąc, zastąpione wściekłością.
-Przez kilka ostatnich dni, gdy spędzałem z tobą czas widziałem, że wciąż jesteś tą samą Venus sprzed ponad 10 lat. Miłą, sympatyczną, niewinną. To ludzie cię zmieni, albo ty na siłę próbujesz udowodnić im, że jesteś zimna i los innych cię nie interesuje. -Louis na moment się zatrzymał- Najwyższe miejsce w hierarchii szkoły nie trzeba zdobywać taką drogą pazerności i krzywdy na ludziach. - dodał szybko - Nie krzywdź ludzi bez powodu.
Na moment zamilkliśmy. Zbiry sobie poszły, pozostawiając chłopaka na pastwę losu. Przez chwilę zastanawiałam się nad sensem słów Louisa. Czy rzeczywiście jestem taka jaką mnie widzi? Aż tak okropnie wyglądam w jego oczach? Przecież on mnie nie zna. To nie ja biłam tamtego chłopaka, moja podświadomość biła się sama z sobą.
-Muszę iść-powiedziałam szybko zabierając z trybuny swoją torbę.
Szłam szybkim krokiem w dół, w strone gdzie znajdowało sie wyjście, kiedy nagle chłopak mnie zatrzymał
-Venus
Moje imię w jego ustach znów sprawiło, że nie mogłam tak po prostu wyjść. Pragnęłam, aby chciał mnie zatrzymać, aby pobiegł za mną i powiedział, że to wszystko to żart, albo sen.
Odwróciłam się. Stał kilka kroków ode mnie.
-Jutro wieczorem mam występ na hali D&K wiesz gdzie to jest, wpadnij- powiedział patrząc na mnie zmieszanym spojrzeniem
Oburzona odpowiedziałam mu dopiero po paru sekundach
-Mam już zajęty wieczór
Louis ze zrozumieniem pokiwał głową
-Jasne
Odwróciłam się ruszając w byle jaką stronę. Nie byłam pewna czy będę umiała trafić do domu, jednak to mnie jakoś nie martwiło. Niepokoił mnie to, że nie czułam tak naprawdę złości do Louisa, nie czułam do niego urazy.
Najgorsze było to, że coś w głębi mnie mówiło, że chłopak ma rację.
~~~~~
Mam nadzieję, że rozdział jest okej i nie zniechęciłam Was do tego opowiadania :P.
Nie zawieszam bloga. Z tej (Szalonej) ankiety po prawo wywnioskowałam że dosyć sporo osób go czyta z czego jestem strasznie zadowolona, bo nie myślałam, że po YOLO jeszcze ktoś bd czytał moje wypociny. Dlaczego szalona ankieta? Bo najpierw miałam wynik np. 25 osób głosowało, kolejnego dnia już nagle 17, a kolejnego 16. Coś jest z nią chyba nie ta i dzieje się to po raz drugi, na YOLO miałam tak samo, może ktoś wie dlaczego tak się dzieje? Zrobię ankietę jeszcze później ale już przez inną stronę a ble blogspota. Na koniec dodam, że niedługo pojawi się filmik z zwiastunem do tego opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Żeby nie było nieporozumień - Venus nie uderzyła Louisa, on to widział, był świadkiem.
Gdy tylko wsiadłam do samochodu, a Louis odpalił silnik auta poczułam się jeszcze bardziej niepewnie. Serce nie marnowało okazji na mocniejsze uderzenia, boleśnie tłucząc się po wnętrzu mojej klatki piersiowej. Zaczerpnęłam głęboko powietrza próbując się uspokoić. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, a strach i niepewność nie pozwalały mi o to spytać. W ogóle nie byłam pewna czy chcę wiedzieć.
Gdy tylko wjechaliśmy na główną drogę Louis dodał gazu wciskając się pomiędzy dwa auta.
-Co robiłeś w okolicach szkoły?- zapytałam chcąc przerwać ciszę.
Nie otrzymując odpowiedzi, odwróciłam głowę w jego stronę, uważnie przyglądając się jego twarzy. Niewinny uśmiech pojawił się momentalnie.
-Miałem oddać coś Sebastianowi- odparł w końcu, nie odrywając wzroku od drogi. Na samo wspomnienie Crowe'a poczułam mdłości.
Louis musiał zauważyć moją reakcję bo przeniósł na mnie wzrok .
-Chyba go nie lubisz
Przewróciłam oczami.
Czy Louis nie widział co działo się na imprezie jego kumpla? Odgarnęłam szybkim ruchem włosy, dodając sobie pewności.
-Nienawidzę go. To kretyn. Pusty idiota. Casanova- wyrzucałam z siebie obelgi powstrzymując od zbędnych wyrazów.
Louis zaśmiał się cicho.
-Trochę przesadzasz
Spiorunowałam go wzrokiem, otwierając buzię chcąc coś powiedzieć, jednak w ostateczności nie wydusiłam ani słowa. Wypuściłam głośno powietrze.
-Sebastian jest w porządku, choć co prawda, czasami przegina- popatrzył na mnie smutno.
Spuściłam głowę
-Ale coś z męskiej dziwki ma- nie mogłam się powstrzymać. Niechęć do tego człowieka po prostu mi na to nie pozwalała. Ku mojemu zdziwieniu Louis wybuchł śmiechem. Chwilę później ja również się śmiałam.
Rozmowa się urwała, a my znów zostaliśmy pozostawieni grobowej ciszy. Nerwy trochę opadły, a ja zaczynałam się nudzić jazdą.
-Słuchaj jeśli chcesz mnie porwać i zabić to chyba nie powinniśmy jechać w stronę centrum -zażartowałam- Wiesz, tam jest sporo ludzi.
-Nic takiego nie planowałem- odparł cicho, jakbym właśnie zdradziła jego sekret.
Dziesięć minut później auto Louisa wjechało na teren McDonalda. Louis zatrzymał auto w kolejce do McDrive'a. Miejsce, w którym się znaleźliśmy trochę mnie zdziwiło.
Chłopak wyciągnął swój portfel, po chwili wyjmując banknoty.
-Co chcesz?-zapytał szybko
Nie byłam pewna czy chcę, aby on za mnie płacił.
-Mogę za siebie sama zapłacić- spojrzałam mu w niebieskie oczy, po chwili przenosząc je na banknoty w jego dłoni.
Louis pokręcił głową.
-Przykro mi, ale tym razem porywacz płaci- pokazał mi język, po chwili dodając szybko- To co chcesz?- jedna z jego brwi uniosła się do góry.
-Shake truskawkowy wystarczy
Louis pokiwał głową. Odwrócił się, aby spojrzeć na młodą dziewczynę cierpliwie czekającą, aż chłopak opuści szybę i złoży zamówienie.
-Czym mogę służyć?-zapytała promiennie się do niego uśmiechając.
-Poproszę dwa shaki truskawkowe, dwa cheeseburgery, podwójną cole i duże frytki.
Dziewczyna sprawnie zapisywała w komputerze informację. Przez chwilę wydawała mi się znajoma, jednak nie potrafiłam jej z nikim skojarzyć.
-Czy jest pan zainteresowany naszą ofertą, w której znajduje się między innymi zniżka na nuggesty w większym opakowaniu?-zapytała trzepocząc zalotnie rzęsami.
Louis odwrócił się w moją stronę.
-Skusimy się?-zapytał uśmiechając się cwaniacko
Wzruszyłam ramionami dając mu wolną rękę.
-Dziewczyna spojrzała na mnie wrogim spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiałam się czy wścieka się , za to ,że jestem tu z Louisem, na którego ewidentnie leci, czy na to, że nie chce dać McDonaldowi zarobić.
-To weźmiemy- odparł energicznie
-Świetnie!- zaćwierkała jak młody skowronek po długiej zimie. Dziewczyna wbiła sprawnie nuggesty na rachunek - Zamówienie do odbioru w okienku obok. Smacznego posiłku.
Louis ruszył zatrzymując samochód tam gdzie prosiła go ta dziewczyna.
Kiedy nasze zamówienie znalazło się we wnętrzu auta, a Louis wyciągnął z niego cheeseburgera podając mi go powiedziałam do niego;
-Prosiłam tylko o shake'a
Chłopak mrugnął do mnie wciskając mi w dłoń jedzenie
-Weź go
Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, jednak przerwałam go jako pierwsza
-Dzięki
Wyjechaliśmy na główną drogę, zmierzając znów w nieznaną mi stronę. Z widoków za okna podejrzewałam ze jedziemy gdzieś poza centrum. Nietknięty cheeseburger wciąż tkwił w moich dłoniach. Nie chciałam jeść go sama. Wolałam poczekać, aż Louis tez zacznie coś jeść.
Jechaliśmy aż do momentu, dopóki Lou nie zatrzymał się w dzielnicy, która przyprawiała mnie o dreszcze. W oddali widziałam stare boisko otoczone zestarzałymi trybunami. Nie rozumiałam co tutaj robimy i dlaczego nie pojechaliśmy do przyjaźniejszych okolic. Przełknęłam ślinę odwracając głowę w stronę chłopaka.
-Dlaczego tutaj jesteśmy?- zapytałam stanowczym głosem.
Louis spuścił głowę obracając na kolanach kluczyki do samochodu. Klucze brzęczały za każdym razem, kiedy chłopak wykonywał gwałtowniejszy ruch. Chwilę się wahał aż w końcu podniósł głowę patrząc wprost przed siebie.
-Bez powodu... Uznałem, że to dobre miejsce, aby pogadać.
Na chwilę odwróciłam od niego oczy ponownie wyglądając za szybę. Nie miałam pojęcia co w takiej dzielnicy może być dobrego. Cheeseburger powoli robił się zimny.
Louis schował klucze do kieszeni spodni, złapał papierową folie z jedzeniem, po czym otworzył drzwi;
-Chodźmy
***
Siedzieliśmy na trybunach twarzami skierowanymi do siebie. Jedzenie z McDonalda położyliśmy pomiędzy nas i w ciszy jedliśmy fastfoody. Pogoda powoli zaczynała się zmieniać. Słońce coraz rzadziej pojawiało się na zachmurzonym niebie. Louis nie zdradzał o sobie zbyt wielu szczegółów. Był bardzo tajemniczy i nie mówił do tej pory o swoim życiu kompletnie nic.
W końcu uświadamiając sobie prawdopodobnie, że jesteśmy tu, aby coś sobie wyjaśnić zapytał;
-Co chciałabyś o mnie wiedzieć? Imiona rodziców? Numer buta?- zaśmiał się trochę rozluźniając atmosferę, która wciąż sprawiała, że czułam się nieswojo.
Przełknęłam kęs, wycierając ręce o spodnie zastanawiałam się o co go zapytać. Zanoszący się wiatr rozwiewał moje włosy zakrywając mi twarz pojedynczymi pasmami.
-Co robiłeś tamtego dnia w szpitalu?-zapytałam uznając to pytanie za podstawowe.
Louis upił łyk coli. Na jego ustach pojawił się uśmiech owiany jakąś tajemniczą nutką.
-Moja mama jest pielęgniarką. Pracuje w tym szpitalu, a tego dnia gdy twoja koleżanka rodziła była akurat jej zmiana. Często ją odwiedzam - powiedział to tak na luzie, jego odpowiedź była tak prosta. Dlaczego na to wcześniej nie wpadłam?
Przez moją głowę przemknęły wszystkie teorie na jego temat, które teraz wydawały się mieć proste rozwiązania.
Czy to możliwe?
-Liczyłaś na inną odpowiedź?-zapytał podejrzliwie, widząc jak bardzo mam zdezorientowaną minę.
Szybko pokręciłam przecząco głową, aby nie pomyślał, że brałam go za pacjenta.
Zawstydzona spuściłam głowę chowając oczy za zasłoną rzęs.
-Nie chodzisz do tej szkoły co ja, prawda?- to pytanie było idiotyczne jednak nie chciałam, aby ta cisza tak strasznie się przedłużała.
Louis popatrzył gdzieś w daleki punkt. Wydawało mi się, że nad czymś ciężko myśli.
-Nie, nie chodzę tu do szkoły.
Do mojej głowy wpadł pomysł, że może uczęszcza do szkoły muzycznej. O ile dobrze pamiętałam ma talent wokalny.
-Czym się interesujesz?-zapytałam dodając szybko, aby go nakierować o co dokładniej mi chodzi - Masz niezły głos.
Papierek po cheeseburgerze zwiał z ławki, szybkim tempem unoszony przez wiatr, kierował się w inną część trybun. Obydwoje patrzyliśmy na niego pozwalając mu się od nas oddalić.
Louis chyba powtórzył sobie moje słowa, bo na jego twarzy znów zawitał delikatny uśmiech. Polubiłam ten wyraz.
-Śpiewam w takim garażowym zespole, ale dzięki za komplementy- powiedział puszczając do mnie oko.
-A ty czym się interesujesz?-zapytał spoglądając ciekawie na mnie
-Ja...em...- przygryzłam wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Nie miałam jakiś szczególnych zainteresowań. Lubiłam imprezować, dobrze się bawić i nie ograniczać, ale to nie było to o co pytał. Poczułam się głupio. A nawet gorzej. Nigdy nikt mnie nie pytał o takie rzeczy
- Chyba nie interesuję się niczym szczególnym-przyznałam głośno kreśląc na ławce i palcem ósemki.
-Jesteś dobrą, opiekunką i troskliwą osobą- przyznał jakby chciał mnie tym pocieszyć.
Miło było usłyszeć od niego komplement.
Rozmawialiśmy ponad pół godziny, próbując się bliżej poznać, gdy nagle gdzieś w oddali ktoś zaśmiał się głośno. Jego głos odbił się echem o ściany budynków otaczających boisko. Po chwili usłyszałam odgłos bitej butelki. Zaniepokojona spojrzałam na Louisa.
-Co to było?
Louis zrobił nieznaną mi dotąd minę, zastanawiając się pewnie jak to wszystko wyjaśnić. Z resztą co to miało z nim wspólnego?
-Jest pewnie powód dlaczego cię tu zabrałem- przyznał w końcu. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i panika, a serce znów zaczęło bić jak szalone. Za rogu jednego z budynków wyszło trzech mężczyzn. Dwóch z nich popychało przed sobą trzeciego. Po chwili chłopak upadł wijąc się na ziemi.
Przerażona spojrzałam na Louisa
-O co tu chodzi??!-zapytałam, moje słowa przeradzały się w krzyk - Przecież oni go zabiją!
-Popatrz na nich i powiedz mi czy to ci coś nie przypomina?
Szybko przeniosłam wzrok na zbirów, którzy teraz kopali w brzuch chłopaka, który z odgłosów które wydawał, można było się domyślać, że zaraz zemdleje, albo gorzej- umrze. Nie rozumiałam o co chodzi Louisowi i z czym ma mi to się kojarzyć. Jeden ze zbirów zagwizdał głośno, krzycząc i obrażając chłopaka leżącego na ziemi. Po chwili zza rogu wyszła okapturzona dziewczyna, która zamiast pomóc robiła zdjęcia. Nie rozumiałam o co chodzi do momentu, kiedy w mej głowie wreszcie coś zaskoczyło. Cała ta sytuacja przypomniałam mi zdarzenia sprzed kilkunastu lat. Jeszcze za czasów, kiedy nie chodziłam do szkoły średniej. Początki znajomości z Rachel.
Moje myśli błądziły próbując odnaleźć sens. Pamiętam gromki śmiech i innego kolesia, którego najprawdopodobniej już dawno wymazałam z pamięci. Do moich oczu napłynęły łzy. Musiałam kilkakrotnie pomrugać, aby nie poczuć płynących po policzkach słonych kropli. Wiatr zgarnął moje włosy z ramion, przyklejając niektóre kosmyki do policzków, po czym ponownie zabrał je wszystkie za moje ramiona. Louis dotknął mojej twarzy odgarniając kilka zagubionych. Przestraszona odskoczyłam.
Wyraz jego twarzy dopełnił moje wspomnienie.
Była późna jesień, czasy kiedy dopiero zaczynałam wysuwać się na prowadzenie w elicie szkoły. Ktoś mnie zdenerwował, uderzyłam go w policzek, a Ian z jakimś brunetem zaczęli go bić i kopać na tyłach szkoły, tuż przy boisku szkolnym. Szklana butelka coli rozbiła się na milion kawałeczków, kiedy Sam, chłopak który mnie denerwował od pierwszego dnia szkoły, upadł na ziemię. Wyciągnęłam komórkę chcąc nagrać to zdarzenie. Krzyczałam, obrażając wyzywając go. Chciałam go ośmieszyć. Gesty tłumek ludzi zebrał się wokół nas, niektórzy również to kamerowali. Gdy wszystko się skończyło, a zadowolona oglądałam nagrany materiał, nagle spostrzegłam na tym video chłopca stojącego z boku całego zgiełku, kamera ledwo go objęła, jednak jego sylwetka była wyraźna.
-To byłeś ty -powiedziałam dusząc łzy
-Chodziliśmy do jednej podstawówki, Venus. Nie zrobiłabyś tego jeszcze parę lat wcześniej. - powiedział patrząc prosto w moje oczy. Widziałam w nich żal i smutek. Nie umiałam siebie usprawiedliwić.
-Czasy i ludzie się zmieniają- powiedziałam to bardziej do siebie niż do niego, jednak wciąż nie wiedziałam jak się usprawiedliwić i jednocześnie wyjść z twarzą.
-Ty nie jesteś taka.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Jaka?
Chłopak zacisnął zęby, wkładając rękę do kieszeni. Łzy powoli przestawały płynąc, zastąpione wściekłością.
-Przez kilka ostatnich dni, gdy spędzałem z tobą czas widziałem, że wciąż jesteś tą samą Venus sprzed ponad 10 lat. Miłą, sympatyczną, niewinną. To ludzie cię zmieni, albo ty na siłę próbujesz udowodnić im, że jesteś zimna i los innych cię nie interesuje. -Louis na moment się zatrzymał- Najwyższe miejsce w hierarchii szkoły nie trzeba zdobywać taką drogą pazerności i krzywdy na ludziach. - dodał szybko - Nie krzywdź ludzi bez powodu.
Na moment zamilkliśmy. Zbiry sobie poszły, pozostawiając chłopaka na pastwę losu. Przez chwilę zastanawiałam się nad sensem słów Louisa. Czy rzeczywiście jestem taka jaką mnie widzi? Aż tak okropnie wyglądam w jego oczach? Przecież on mnie nie zna. To nie ja biłam tamtego chłopaka, moja podświadomość biła się sama z sobą.
-Muszę iść-powiedziałam szybko zabierając z trybuny swoją torbę.
Szłam szybkim krokiem w dół, w strone gdzie znajdowało sie wyjście, kiedy nagle chłopak mnie zatrzymał
-Venus
Moje imię w jego ustach znów sprawiło, że nie mogłam tak po prostu wyjść. Pragnęłam, aby chciał mnie zatrzymać, aby pobiegł za mną i powiedział, że to wszystko to żart, albo sen.
Odwróciłam się. Stał kilka kroków ode mnie.
-Jutro wieczorem mam występ na hali D&K wiesz gdzie to jest, wpadnij- powiedział patrząc na mnie zmieszanym spojrzeniem
Oburzona odpowiedziałam mu dopiero po paru sekundach
-Mam już zajęty wieczór
Louis ze zrozumieniem pokiwał głową
-Jasne
Odwróciłam się ruszając w byle jaką stronę. Nie byłam pewna czy będę umiała trafić do domu, jednak to mnie jakoś nie martwiło. Niepokoił mnie to, że nie czułam tak naprawdę złości do Louisa, nie czułam do niego urazy.
Najgorsze było to, że coś w głębi mnie mówiło, że chłopak ma rację.
~~~~~
Mam nadzieję, że rozdział jest okej i nie zniechęciłam Was do tego opowiadania :P.
Nie zawieszam bloga. Z tej (Szalonej) ankiety po prawo wywnioskowałam że dosyć sporo osób go czyta z czego jestem strasznie zadowolona, bo nie myślałam, że po YOLO jeszcze ktoś bd czytał moje wypociny. Dlaczego szalona ankieta? Bo najpierw miałam wynik np. 25 osób głosowało, kolejnego dnia już nagle 17, a kolejnego 16. Coś jest z nią chyba nie ta i dzieje się to po raz drugi, na YOLO miałam tak samo, może ktoś wie dlaczego tak się dzieje? Zrobię ankietę jeszcze później ale już przez inną stronę a ble blogspota. Na koniec dodam, że niedługo pojawi się filmik z zwiastunem do tego opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Żeby nie było nieporozumień - Venus nie uderzyła Louisa, on to widział, był świadkiem.
piątek, 5 kwietnia 2013
Zwiastuny
Jeśli ktoś z Was poszukuje strony, gdzie ktoś zrobiłby Wam zwiastun na bloga to zapraszam tutaj http://zwiastunownia.blogspot.com/ dziewczyny robią naprawdę niezłe zwiastuny a obecnie ja również czekam, aby zrobiły jeden dla tego bloga :)
P.S Jeśli chodzi o nowy rozdział na tym blogu to niestety nie dam rady napisać go w ten weekend, ale w następny obiecuję, że będzie! Jeśli chodzi o ankietę to ona świruje i raz było 20 głosów, kolejnym razem już 7 a jeszcze innym 17, wiec prawdę mówiąc średnio wiem ile Was czyta to opowiadanie ( w przyszłości zrobię jeszcze raz ankietę, ale już na innej stronie -.- )
+ wygraliście, nie zawieszam go :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)