sobota, 30 marca 2013

Rozdział V

Szłam głównym korytarzem szkoły po raz pierwszy odkąd tutaj trafiłam poczułam się niepewnie. Moje myśli były nieuporządkowane, a oskarżenie Louisa iż jestem wredna nie dawały mi spokoju. Cokolwiek bym do kogoś nie powiedziała zastanawiałam się dlaczego uznał moje zachowanie za wredne. Korytarz przepełniony ludźmi powoli zmniejszał powierzchnię wolnego miejsca. Powietrze było duszne, a zapach dymu papierosowego mieszał się z zapachem perfum tworząc nieprzyjemną mieszankę. 
Trzy wysokie blondynki stojące przy szafkach pomachały mi radośnie. Miały przesadną ilość makijażu, a ich obcisłe bluzki ukazywały niezgrabny brzuch. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi mijając je szybko. Po drugiej stronie korytarza, przy ścianie na której wisiało zdjęcie szkolnej drużyny piłkarskiej, stała para nic sobie nie robiąc  tego, że w naszej szkole był chory zakaz okazywania sobie uczuć. Szłam dalej zatrzymując się dopiero przy własnej szafce. Szybko wygrzebałam z torby kluczyk, następnie otwierając nim psujący się nieco zamek. Na wewnętrznej stronie drzwiczek wisiało pośród sterty małych karteczek moje zdjęcie z Rachel Erin i Ianem. Odruchowo uśmiechnęłam się przypominając tamtą chwilę, gdy robiliśmy zdjęcie w lato 2009 roku.
 Zabrałam z szafki kołonotatnik do matematyki, po czym zamknęłam ją z hukiem wracając myślami do rzeczywistości. Rachel urodziła godzinę po tym jak wraz z Erin i Ianem weszliśmy do szpitala. Do ostatniej chwili trzymała nas w niepewności czy to chłopiec czy dziewczynka. W końcu przez łzy, zmęczonym głosem wyjąkała, że ma córeczkę. Gdy Rachel przytuliła małą do siebie, a w jej oczach nazbierało się kilka kropel łez wiedziałam, że mimo wielu obaw i pomysłów, aby dokonać aborcji Rachel będzie dobrą i odpowiedzialna matką. Kiedy dziewczyna ochłonęła i była już bardziej przytomna zapytała mnie podejrzliwym tonem;
-Słyszałam od mamy, że był z tobą na korytarzu jakiś chłopak?- przerwała na moment bo jej córka wydała cichy jęk- Po opisie domyślam się, że był to ten chłopak z imprezy, Louis? -zapytała przenosząc zmęczone oczy na mnie.
Z początku zastanawiałam się co jej powiedzieć, czy nie lepiej byłoby skłamać, aby później nie musieć się tłumaczy przed większym gronem osób, jednak w końcu przyznałam jej rację. Od tamtego czasu chłopak nie odezwał się do mnie ani słowem mimo, że spotkałam go dwukrotnie na ulicy. Domyślałam się, że tak jak wcześniej podejrzewałam interesowały go tylko informację o Rachel, a mnie miał za nic. 
Dzwonek oznajmił, że właśnie skończyła się przerwa. Ruszyłam w stronę sali, w której właśnie miałam mieć lekcję. Gdy tylko przekroczyłam próg sali, spostrzegłam, że jest ona całkowicie przepełniona, a wolne miejsca zostały już tylko na samym przodzie klasy. Jakaś dziewczyna siedząca w ostatnim rzędzie zachichotała cicho widząc moją niezadowoloną minę. Poznałam ją od razu. Nie należała do elity. Miała na sobie czarną niemodną bluzkę z bufkami. Posłałam jej współczujące żałosnego gustu spojrzenie. 
-Dzień dobry- do sali wpadł starszy mężczyzna, zbliżając się prawdopodobnie do sześćdziesiątki. Nosił grubego szkoła okulary przez co po prostu wyglądał śmiesznie. 
Lekko zsunęłam się na krześle przybierając wygodniejszą pozę. Prawdę mówiąc nie wiedziałabym co się dzieje przez całą okrągłą godzinę lekcyjną. Cicho mazałam jakieś dziwne figury na kartce w kołonotatniku. I wszystko prawdopodobnie byłoby dobrze gdyby to się działo w dalszej części sali. Nie byłam dobra w matmie, a nawet próba skupienia się na lekcji i patrzenia na tablicę nie przechodziła przez moją myśl.
-Venus- męski nisko głos zawołał moje imię.
Przerwałam mazanie kartki podnosząc oczy. Profesor jak i reszta klasy wpatrywała się we mnie z satysfakcją, że wreszcie zostałam na czymś przyłapana.
-Słucham?- zapytałam niewinnie
Gdzieś za mną ktoś cicho zachichotał. Prawdopodobnie to znów ta sama dziewczyna.
-Pytałem czy znasz odpowiedź- mężczyzna pokazał grubym palcem na równanie widniejące na tablicy
W mojej głowie była pustka. Nie miałam pojęcia jaka jest odpowiedź. Nie interesowało mnie to. Miałam gorsze problemy niż jedno zadanie matematyczne. Przeniosłam wzrok na siwego profesora, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Jego wygląd zawsze doprowadzał mnie do głupawi. Przełknęłam ślinę, prostując się na krześle.
-Nie, nie znam
-A spróbujesz go zrobić?-zapytał kładąc ręce na okrągłych biodrach. 
Posłałam mu spojrzenie mówiące, że chyba pan sobie żartuje.
Profesor odłożył kredę na biurko, po czym usiadł na krześle, otwierając dziennik.
-W takim razie pała
Z tyłu klasy znów usłyszałam entuzjastyczne odgłosy. Było jasne, że mnie nie lubią, nie mieli mimo to powodu dlaczego to robili, ale szczerze nie przejmowało mnie to. Nie potrzebuję kolegować się z osobami, które się lamusami.
Widząc na zegarku iż zaraz zadzwoni dzwonek, zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Moja komórka za wibrowała w kieszeni obcisłych jasnych jeansów. Cicho liczyłam na smsa od Rachel, gdyż była jedną z nielicznych osób, które mogły poprawić mi humor i przy okazji mogłabym dowiedzieć się co u niej i małej. 
Moje przeczucia po raz kolejny mnie zawiodły. 

"Spotkamy się po Twoich zajęciach?" 

Głosiła wiadomość pochodząca od nieznanego mi numeru. Moje myśli uciekły w nieznanym kierunku szukając odpowiedzi na pytane kto to mógł być.

"Kim jesteś?"

Odpisałam mając nadzieję, że to nie Sebastian, który od imprezy  nie odzywał się do mnie ani razu.

Wiadomość z wyjaśnieniem nadeszła dopiero gdy znalazłam się w pół drogi do wyjścia ze szkoły.

"Louis"

Zwolniłam. Moje serce zakołatało, a przez ciało przeszedł dreszcz. Podniosłam ponownie komórkę sprawdzając jeszcze raz czy się nie przewidziałam. Tych pięć liter złączonych w jedno słowo wciąż tkwiło na ekranie mojego telefonu. Bez dłuższego namysłu wstukałam odpowiedź 

"Nie"

Wrzuciłam komórkę do torby, aby w razie kolejnej wiadomości nie czuć wibracji. Nagle ktoś nachylił się nade mną, całując szybko w policzek. Myślałam, że dostanę zawału.
-Venus, co ty taka strachliwa jesteś ostatnio?- Ian dosłownie miażdżył mnie swoim spojrzeniem. Czerwony lizak, który trzymał w ręku wylądował po chwili w jego ustach. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie.
-Trochę zamyślona jestem
Ian poklepał mnie po ramieniu.
-Nic się nie martw, jutro wieczorem jest impreza u Davida to rozluźnisz się. Idziesz mam nadzieję?- mówił z szerokim uśmiechem na twarzy. 
Nie byłam pewna czy mam zaproszenie na tą domówkę, jednak nie chciałam też dawać mu ostatecznej odpowiedzi teraz czy idę czy nie.
-Zadzwonię do ciebie to się zgadamy. 
Chłopak rozpromienił się, wymierzając we mnie swojego lizaka
-I to rozumiem. Do zobaczenia Ven- rzucił odchodząc w stronę prowadząca do sali gimnastycznej.
Westchnęłam kierując się w stronę wyjścia ze szkoły. Alkohol chyba faktycznie dobrze by mi zrobił. Szkoda, że impreza jest dopiero jutro, w takim razie dzisiaj muszę zadowolić się czymś sama, pomyślałam. Ponieważ mój samochód wciąż tkwił w warsztacie byłam skazana na transport miejski. Jak na złość zaczynało się chmurzyć. Przyspieszyłam kroku. Moja komórka pomimo, że wrzuciłam ją do torby za wibrowała na tyle głośno abym to usłyszała. Nie wyjęłam jej mimo to. Miałam gdzieś Louisa. Jak każdy facet lubił się bawić dziewczynami, a później znikał i przestawał nawet mówić cześć na ulicy. 
Jakiś samochód zahamował, równając się z moi krokiem. Odwróciłam głowę widząc niskie, czarne sportowe auto, za szyby którego wychylała się głowa Louisa. Mimowolnie przyspieszyłam kroku.
-Odjedź- wydukałam przez zęby
Najdziwniejsze było to, że tak naprawdę nie byłam do końca pewna czy moja nienawiść do Louisa ma jakiś sensowny powód. 
-Venus co z tobą?- krzyknął przez moment zagłuszając pracujący silnik auta. Nie odwracając głowy szłam wpatrzona w chodnik. Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że chłopak mógł mieć naprawdę rację. Och Venus, daj sobie już spokój, upomniałam się. Louis nacisnął pedał gazu ponownie się ze mną równając.
-Po prostu odjedź i daj mi już spokój, znajdź sobie inną ofiarę- krzyknęłam wymachując rękoma. 
Złość i żal że zgodziłam się na ten spacer coraz bardziej uświadamiały mi, że nie powinnam podejmować takich decyzji tym bardziej, że go nie znam. 
-Nie rozumiem- powiedział spokojnie.
Osoby które mijałam na chodniku, patrzyły się na nas ze zdziwieniem. Nie lubiłam robić takich przedstawień, ale co miałam teraz zrobić? 
-Im mniej wiesz tym lepiej śpisz- odparłam z sarkazmem, po chwili uświadamiając sobie, że tak naprawdę ja też nie wiele wiedziałam o nim, a wcale to nie pomagało mi w życiu. Chłopak ciągle odpowiadał tak, abym nie mogła niczego sensownego wywnioskować. -Po prostu daj spokój już- dodałam
Przez chwile żadne z nas nic nie mówiło. Liczyłam, że w końcu da mi spokój. 
Nagle chłopak dodał gazu i wjechał taranem na chodnik tarasując mi drogę.
Oszołomiona zatrzymałam się, krzyżując ręce na piersiach. Przez chwilę myślałam, aby odwrócić się i biec w drugą stronę, jednak ciekawość, co powie zatrzymała mnie w miejscu. Chłopak zatrzymał samochód gasząc silnik. Po chwili wysiadł z auta i szybkim tempem okrążył samochód, aby za moment położyć swoje dłonie na moich ramionach. Spuściłam głowę nie chcąc patrzeć w jego oczy. Prawdopodobnie wtedy już w ogóle bym mu uległa. 
-Venus o co chodzi?-zapytał cichym głosem
Nie podniosłam głosy. Wpatrywałam się w jego białe tomsy i czarne dopasowane spodnie.
Louis westchnął
Przygryzłam wargi skupiając się na czymkolwiek byle nie na nim. Louis miał coś w sobie takiego, co przyciągało mnie do niego, a chęć poznania nigdy nie gasła, jednak czułam, że to bez sensu, byliśmy zbyt różni. Nie należał do grona osób, z którym zwykłam się kolegować. 
Opuszki jego palców w miejscach, w których dotykały mojej skóry sprawiły, że po ciele przeszedł mnie dreszcz. 
-Venus nie rozumiem cię- powtórzył
W końcu odważyłam się podnieść głowę. Jego twarz była tak blisko mojej. Znowu. 
Lou wyglądał trochę inaczej. Miał lekki zarost, starannie ułożone włosy w których okulary słoneczne znalazły swoje tymczasowe miejsce, ale jego oczy wciąż pozostawały takie same. Głębokie i cudowne.
-Mówiłam ci żebyś stąd poszedł.
Uciekałam wzrokiem w stronę ulicy spostrzegając, że mój autobus właśnie odjeżdżał z przystanku. Węstchnęłam żałośnie.
-Ale dlaczego?- zapytał błagalnie
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, po chwili jednak je zamknęłam. W rezultacie strząchnęłam jego dłonie z moich ramion dając krok w tył. 
Louis się zmieszał. 
Spojrzałam mu w oczy.
-Jesteś dla mnie jedną wielką zagadką, na którą odpowiedzi nie znam- powiedziałam z dziwnym jak na mnie spokojem- Nie wiem prawie o tobie nic, raz ze mną gadasz, zjawiasz się z Bóg wie jeden skąd w tym cholernym szpitalu, a później gdy spotykałam cię na ulicy nawet nie odpowiadasz  głupiego cześć- wyrzuciłam z siebie czując jak policzki robią mi się czerwone.
Louis wodził wzrokiem po mojej twarzy chwilę się nad czymś zastanawiając.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie byłam taka otwarta od czasów, kiedy nie znałam jeszcze Rachel. Zawsze zostawiałam w sobie słowa, których nie chciałam ujawniać. Wyrzucając z siebie tylko nieprzyjemne słowa.
 Louis odwrócił się w stronę samochodu kierując się do drzwi pasażera. Westchnęłam żałując po raz kolejny, że powiedziałam mu to wszystko. Przy nim traciłam kontrolę nad tym jaka powinnam być, pokazując się w innym nieznanym z codziennego życia świetle. Myślałam, że Louis odjedzie znów zostawiając mnie samą bez wyjaśnienia, on jednak otworzył drzwi i spojrzał ponownie w moją stronę.
-Wsiadaj, czas to wyjaśnić- powiedział szybko.
 Zlękłam się widząc w głowie tylko czarne scenariusze. Jedna ostatecznie puściłam się na głęboką wodę stawiając wszystko na jedną kartę. 
Żwawym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. 


~~~


Przede wszystkim chciałabym Wam, życzyć wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, spotkania Waszych idoli, uśmiechu na twarzy, nie podawania się w życiu codziennym, szczęścia, chłopaka wartego takiej cudownej dziewczyny jaką jesteś Ty i żeby każda z Was dostrzegła w sobie piękno. Bo każda jest piękna na swój wyjątkowy sposób. Głowa do góry, uśmiech na twarz i do przodu :) xxx 
Wiedźcie, że kocham każdą z Was i naprawdę, życzę Wam jak najlepiej. 



Druga sprawa, coraz częściej przez głowę przechodzi mi myśl, aby zawiesić bloga... Mogę mieć do Was prośbę? Z boku blogu, po prawej stronie na górze jest ankieta. Proszę, jeśli czytasz to opowiadanie zagłosuj tam. Musze zobaczyć ile Was tu jest i ewentualnie się zastanowić co zrobić dalej. 

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział IV


Serce dudniło mi w piersiach powodując, że nie mogłam wykrztusić ani słowa. Odruchowo wyprostowałam się na krześle, czując ból w szyi. Na prawej dłoni miałam odciśnięte jakieś dziwne wzory prawdopodobnie od trzymania ręki pod którąś z kończyn.
-Kawa powoli stygnie…- powiedział spokojnie, skupiając wzrok na małym kubeczku.
Nie chciałam na niego patrzeć, jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Robiłam to, a przynajmniej tak mi się wydawało, w subtelny sposób, udając, że tak naprawdę nie patrzę na niego.
-Dasz mi jeden kubeczek?- zapytałam dławiąc się własną śliną.
Louis rozchmurzył się podając mi kawę.
-Szpital nie ma luksusowych smaków, więc mam nadzieję, ze taka ci wystarczy.
Gorący kubek parzył mnie w rękę. Polowi podniosłam kawę, po drodze zastanawiając się czy chłopak czegoś do niej nie wrzucił. Gorący napój trochę mnie rozluźnił. Kawa wbrew ostrzeżeniom chłopaka nie była taka zła, może trochę zbyt gorzka, jednak nie chciałam mu nic mówić.
Nagle przypomniałam sobie o Rachel. Spałam dosyć długo, ponieważ zegarek na mojej dłoni wskazywał południe, zaniepokoiłam się, że nie dostałam żadnych informacji od lekarza.
-Masz ochotę coś zjeść?- zapytał po dłuższej chwili milczenia.
Nie jadłam niczego od wczorajszego wieczoru, a wydarzenia które się później rozegrały spowodowały, że głód nie dawał o sobie znać. Teraz ze zdwojoną siła poczułam ssanie w żołądku. W tym samej chwili po drugiej stronie długiego korytarza zauważyłam mamę Rachel. Kobieta dreptała szybko, zmierzając w moją stronę. Poczułam mdłości, bo jej mina wcale nie wskazywała na to, że właśnie została babcią. Szybko przeniosłam wzrok na Louisa, który również patrzył się na niską kobietę. Bez słowa wstałam z krzesła czując zawroty głowy. Kawa w mojej dłoni delikatnie się zatrzęsła.
-Venus, nie myślałam, ze wciąż tu jesteś- przerwała na moment zastanawiając się nad czymś. Miała dość roztrzepane włosy i widoczne wory pod oczami.
-Czy coś się stało?
Kobieta na moment spuściła ze mnie wzrok, przenosząc go najprawdopodobniej na Louisa. Zdenerwowałam się.
-Rachel trochę to się zejdzie. Może trwać nawet do późnego wieczora, Venus doceniam to, że wciąż tu jesteś, ale proszę idź do domu, wyśpij się, zjedz coś, a ja zatelefonuj do ciebie jak już wszystko będzie dobrze- po wyrazie jej twarzy widziałam, że się o mnie martwi.
Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć, co zrobić, jak się zachować. Jakby to miało pomóc na moment przeniosłam wzrok na stojącego kilka metrów dalej Louisa. Chłopak patrzył się w podłogę, chowając ręce w kieszeni kurtki.
-Obiecałam, że zostanę i będę kiedy dziecko się będzie rodzić, tak więc zrobię. Przykro mi, ale nie spełnię pani prośby. Zostanę w szpitalu- powiedziałam głosem pewnym siebie
Kobieta westchnęła głośno
-No dobra, ale przynajmniej idź coś zjeść
Pani Solen bez słowa pożegnała odwróciła się do mnie plecami, ruszając w tą samą stronę, skąd poprzednio tu przyszła. Nie patrząc na Louisa ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Gdzieś w okolicy musi być jakaś restauracja.
-Hej zaczekaj!- z oddali usłyszałam głos chłopaka
Wiedziałam, że ruszy za mną. Nie odwracając do tyłu głowy wyszłam przed gmach szpitala.
-Kiss- zawołał
Osłupiałam stając natychmiast w miejscu i z oburzonym wyrazem twarzy spojrzałam się na niego.
-Nie nazywaj mnie tak –uprzedziłam
Nienawidziłam jak ktoś skracał moje nazwisko. Zgniotłam pusty kubeczek wrzucając go do kosza, po czym ponownie ruszyłam przed siebie.
-Wowow, jaka jesteś wrażliwa- zawołał ironicznym głosem
-Wowow, a ty niepomocny- odgryzłam się przypominając sobie jak nie chciał mi pomóc na imprezie
Przyspieszyłam kroku. W pewnym momencie czyjaś ręka chwyciła  mój nadgarstek. Zatrzymałam się. Próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, jednak Louis mi na to nie pozwolił. Spojrzałam mu po raz pierwszy tego dnia w oczy.
-Zawsze jesteś taka?-zapytał spokojnie, wciąż nie puszczając mojej ręki.
-Jaka?- zapytałam kręcąc szybko głową nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Chłopak przygryzł na chwile wargę, dopiero teraz uświadomił sobie iż wciąż mnie trzyma. Rozluźnił uścisk, pozwalając zabrać mi rękę.
-Wredna?-dokończył
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Louis jednak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku. Wypuściłam z płuc powietrze, wiedząc, że krzykiem chyba nic nie zdziałam. Przynajmniej nie teraz.
-Nie jestem wredna- zapeniłam.
-Jesteś
-Wcale nie- zaprzeczyłam, nie dając za wygraną. Nie byłam wredna, dlaczego on tak uważał?
Po minie chłopaka widziałam, że nie wierzy mi i nie zamierza zmienić co do tego zdania. W normalnych okolicznościach powiedziałabym, że leje na to co ktoś sobie o mnie myśli, jednak tym razem było inaczej. Dlaczego tak bardzo chciałam udowodnić mu, że się myli?
-Jak możesz oceniać mnie wcale mnie nie znając...
Zamilkliśmy na moment. 
Moja pewność sobie gdzieś znikła. Nie potrafiłam powiedzieć skąd to się bierze. Byłam pewną siebie osobą, a co się teraz działo? Niebywałe. Tępo gapiłam się w popękane  płyty chodnika nie chcąc spojrzeć mu ponownie w oczy.
-A dasz mi się  poznać?-zapytał cicho, ale stanowczo.
Podniosłam na niego oczy. Dopiero teraz zauważyłam jak błękitne ma tęczówki.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co gorsza co się ze mną dzieje. Rzadko kiedy nie wiedziałam co komuś odpowiedzieć. Louis podszedł bliżej mnie. Mając spuszczoną głowę widziałam kątem oka  zarys jego sylwetki. Cicho westchnął.
-Po drugiej stronie ulicy, przy bulwarze jest budka z hotdogami-zatrzymał się na moment po chwili kontynuując pewniejszym tonem - są naprawdę dobre.

***

Zamówiliśmy po jednym hotdogu dla każdego z nas i teraz szliśmy bulwarem otuleni wiosennymi promieniami słońca. Pomiędzy gryzami fastfooda zapytałam;
-Często bywasz w tym szpitalu?
Louis z początku nie odpowiadał, zajęty przegryzaniem kolejnych kęsów wydawało się nie słyszeć mojego pytania.
-Tak, dość często- odpowiedział w końcu
W brzuchu poczułam jak coś sprawia, że zaczęłam się niepokoić. Odwróciłam głowę spoglądając na niego. Nie wydawał się być na cokolwiek chory.
-Myślisz, że możemy tam posiedzieć?
Wskazał głową na miejsce tuż przy brzegu rzeki. Potrząsnęłam głową od razu zgadzając się na dłuższy pobyt w jego towarzystwie.  Trawa była mokra od porannego deszczy. Louis zaoferował mi swoją kurtkę, kładąc ją na trawie. Z początku nie chciałam się na to zgodzić, jednak w końcu dogadaliśmy się, że razem na niej usiądziemy. 
Tak blisko Louisa jeszcze nie byłam. Nasze ręce co chwilę ocierały się o siebie, gdy któreś podnosiło do ust hotdoga.
-Jak ma się twoja przyjaciółka?-zapytał gniotąc brudny papier po jedzeniu,  następne rzucając go na miejsce obok stóp.
Przełknęłam jeden z ostatnich kęsów
-Jej mama mówi że to jeszcze trochę potrwa
Wiatr powiał gwałtownie, sprawiając, że zapach perfum chłopaka stał się bardziej odczuwalny.  Ma niezły gust, pomyślałam. 
-Wiadomo jakiej płci będzie?-dopytywał
Pokręciłam przecząco głową
-Rachel nie chciała wiedzieć
Louis przysunął się jeszcze bliżej mnie. Przez chwilę poczułam się nieswojo.
-A gdzie ojciec dziecka?
Podniosłam głowę patrząc na płynącą rwącym nurtem rzekę.
-To długa historia- odpowiedziałam tylko, nie chcąc o tym gadać. Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam zazdrość. Dlaczego dopytywał tak bardzo o Rachel? Tylko po to mnie tu sprowadził? Poczułam złość. 
W kieszeni za wibrował mój telefon. Automatycznie wyciągnęłam telefon z kieszeni i ignorując czy Louis widzi treść wiadomości czy nie, odczytałam ją.

„Gzie jesteś    
     G.     ”?

Szybko wstukała odpowiedzieć informując, Grace, że w szpitalu z Rachel i nie mogę teraz pisać. Schowałam telefon do spodni.
-A jak z twoją siostra?-zapytał, mierzwiąc włosy.
-Właśnie wytrzeźwiała, chyba
Zastanawiałam się, czy jego typ pytań wynika z faktu, że nie mamy tematów do rozmów i po prostu pyta o cokolwiek, aby tylko podtrzymać rozmowę czy może jednak ma to drugie dno.
-Jesteś z Londynu?- tym razem to ja przejęłam kontrolę nas pytaniami. 
Louis uśmiechnął się tajemniczo, odwracając głowę w moją stronę. Jego twarz była blisko mojej. Zdecydowanie za blisko. Przełknęłam ślinę odwracając głowę, tak, aby nie dać mu szansy przypatrywania się mi dłużej.
-Nie, przeprowadziłem się tu parę lat temu.-wyjaśnił
Uświadomiłam sobie, że nie znam tak naprawdę jego wieku. W sumie to nic o nim nie wiem.
-Ile masz lat?—zapytałam przyglądając się jego tatuażom. 
-A na ile wyglądam?- zaśmiał się odsłaniając rząd zębów. 
Miał piękny uśmiech, przeszło mi nagle po głowie.
-Nie chcę strzelać. Jeszcze się obrazisz czy coś…. 
Skrzywiłam się w myślach oceniając go na jakieś maksymalnie dwadzieścia pięć lat. 
-Dwadzieścia jeden- powiedział w końcu
-Dwadzieścia jeden- powtórzyłam obdarowując go uśmiechem, szybko jednak odwracając wzrok.
Mój telefon znów za wibrował. Westchnęłam. Podejrzewałam, że to znów Grace, chcąca dowiedzieć się jakiś szczegółów jednak na ekranie pojawiła się wiadomość od kogoś innego. Tym razem to nie była Grace, tylko Erin.  Dziewczyna poinformowała, że właśnie stoi przed szpitalem z Ianem i nie wiedzą gdzie iść. 
Przekręciłam oczami. Miałam ochotę odpisać, że przecież istnieje informacja w szpitalu, jednak ostatecznie napisałam tylko, że zaraz tam będę.
-Musze wracać- powiedziałam Louisowi kelpiąc się po kolanach.
Chłopakowi natychmiast znikł uśmiech z twarzy
-Coś się stało?
-Nie, ale moi przyjaciele czekając przed szpitalem
Louis potrząsł głowa wstając z ziemi. Podążyłam za jego przykładem. 
Chwilę wahałam się czy mam na niego czekać czy po prostu pożegnać się i iść na spotkanie z Erin i Ianem. 
W końcu wybrałam pierwsza z opcji.
-Rachel powinna skakać z radości, że ma takich przyjaciół- zaczął  gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy. Louis wydawał się być lekko zakłopotany i nieobecny.
-Tak, ma szczęście- odparłam już z oddali widząc sylwetki przyjaciół.
W pewnej chwili Louis zatrzymał się.
-Nie ma potrzeby abym tam szedł. –wskazał głową Iana i Erin, którzy rozmawiali kilkadziesiąt metrów dalej.
Ze zrozumieniem przytaknęłam mu głową.
Louis przeniósł wzrok na mnie. Pochwyciłam jego spojrzenie. Nie potrafiłam zamrugać, po prostu gapiłam się w jego oczy jakby ktoś mnie zaczarował. W końcu przerwał kontakt wzrokowy.
-To do zobaczenia- pożegnał się posyłając mi tajemniczy uśmiech. Po czym odwrócił się na pięcie, idąc powoli w nieznaną mi stronę. Coś w jego zachowaniu, słowach i po prostu stylu bycia nie pozwalało mi o nim zapomnieć. Gdzie moja złość, którą tak go darzyłam? Nie powinnam się w ogóle zgadzać na ten spacer...
Kiedy sylwetka Louisa powoli znikała w oddali, odwróciłam się i ruszyłam w stronę szpitala.
-Jak się czyje nasza Rachel?- zapytała z paniką w oczach moja druga przyjaciółka, Erin gdy tylko znalazłam się blisko nich. Mimo wszystko wydawało mi się, że naprawdę tak bardzo zmartwiona nie jest. Erin nie potrafiła się o kogoś martwic. Dla niej mało kiedy liczył się ktoś więcej niż ona sama.
-Zaczęła rodzić, jak już wiecie, na razie nic się nie posunęło do przodu-wzruszyłam ramionami kierując oczy na potężny gmach szpitala. Niektóre z nich były pootwierane na szeroko.
-Chodźmy do środka -Ian ruszył jako pierwszy, stawiając duże kroki, szybko oddalił się od nas.
Erin objęła mnie swoim ramieniem i razem podążyłyśmy za chłopakiem.
-Czy ja dobrze kojarzę,  to ten chłopak z imprezy?- szepnęła mi do ucha. Najwidoczniej nie chciała, aby ktokolwiek to słyszał.
-Wow, coś pamiętasz z niej!- prychnęłam kręcą głową. 
Erin zdjęła ze mnie swoją rękę spuszczając głowę.
-Dobra, nie gadajmy o tym- żachnęła się.
Ian otworzył przed nami drzwi, po chwili w tróję ruszyliśmy w stronę w którą jak mi się wydawało powinniśmy iść. 



Trochę nie wiedziałam jak skończyć ten rozdział. No, ale niech już tak będzie jak jest. Kolejny rozdział myślę, że pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu. Dziękuję za 30 obserwatorów i nominację do różnych nagród :D (P.S sprawdźcie w poprzednich 3 postach, czy nie nominowałam gdzieś Waszego bloga, jeśli nie widziałyście mojego powiadomienia na Waszych w komentarzach.). Jeśli chcecie polecić mi jakiegoś bloga, lub cokolwiek innego to w zakładce SPAM I INNE możecie to zrobić :-) .Jeśli ktoś chce, abym informowała go na TT lub gdzieś indziej to śmiało piszcie. Mam nadzieję, że rozdział był znośny :P

piątek, 22 marca 2013

WAŻNE

URUCHAMIAM ZAKŁADKĘ, W KTÓREJ MOŻECIE PROMOWAĆ SWOJE BLOGI, POWIADAMIAĆ MNIE O RÓŻNYCH RZECZACH ITD  ---------->http://without-reason69.blogspot.com/p/spam-i-inne.html 


P.S 4 rozdział w niedzielę najprawdopodobniej :) 

Liebster Award

Chciałabym podziękować http://another-than-you-but-better.blogspot.com i http://chasingdreams-story.blogspot.com za te dwie nominację :) DZIĘKUJĘ 

Nie wiem czy muszę wyjaśniać zasady tej zabawy, bo wydaje mi się, że już chyba wszyscy mniej więcej ogarniają to. Więc przepraszam, ale nie będę tutaj tego opisywać, w razie pytać piszcie. 

Pytania które dostałam od tych dwóch cudownych dziewczyn;

1.Lubisz czytać książki ?
Uwielbiam ! 
2.Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Zielony i niebieski :)
3.Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Architektem.
4.Masz rodzeństwo?
Mam niezliczoną liczbę braci i sióstr Directioners xD!
5.Jakie jest Twoje marzenie?
Jeśli je tutaj napiszę nie spełni się. 
6.Czego się najbardziej boisz?
Że na tym świecie nie ma idealnego faceta dla mnie (wiem głupie) i że zostanę stara panną xD
7.Jaki jest Twój ulubiony kolor?
To pytanie się powtórzyło :P
8.Dlaczego założyłaś bloga?
Bo chciałam podzielić się z innymi moimi wyobrażeniami.
9.Masz jakieś hobby?
Podróże, muzyka, snowboard, pisanie.
10.Jak masz na imię, ile masz lat?
Marysia, 18
11.Rzeczy bez których nie wychodzisz z domu?
Komórka

***

1.Co zmieniło się w Twoim życiu od momentu zostania Directionerką?
Chyba to, że uwierzyłam, że marzenia się spełniają. Poznałam dużo nowych wspaniałych osób, odkryłam jak wielką radość daje mi pisanie :).
2.Twitter vs. Facebook?
Twitter bez dwóch zdań.
3.Kiedy masz urodziny?
We wrześniu
4.Ulubiona książka?
"Kolory minionego lata" R.Evansa i "Szeptem" Beccy Fritzpatrick (chyba tak się pisze jej nazwisko xD)
5.Co najbardziej łączy Cię z chłopakami?
Wowow nie mam pojęcia, nie myślałam o tym.
6.Byłaś/Będziesz na koncercie 1D
Nie :(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
7.Ulubiona piosenka 1D?
To się zmienia, ale głownie jest to I would i teraz ostatnio One Way Or Another
8.Jak myślisz, skąd wzięły się te wszytktie "truedirectioners"?
Nie mam pojęcia
9.Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Architektem 
10.Jakie jest według Ciebie, najlepsze imię angielskie ?
Lilly i Loren :D 
11.Akceptujesz dziewczyny chłopaków z 1D?
Oczywiście, że tak :) Choć, przyznam się, że miałam przez długi czas problem z Eleanor bo nie mogłam się do niej przekonać. 



Blogi, które nominuję; 

Pytania, które do nich mam;
1. Który z 1D jest Twoim ulubieńcem i dlaczego?
2. Do której chodzisz klasy?
3.Jak długo jesteś Directioner?
4.Ulubiony dzień tygodnia?
5. Grasz na jakims instrumencie ?
6.Jesteś pewna siebie?
7.Ile masz lat?
8. Wolisz Danielle, Eleanor czy Perrie?
9. Masz Twittera?
10.Lubisz WF :P?
11.Ulubiony przedmiot w szkole?




No to tyle jak na razie:) 

środa, 20 marca 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana na do The Versatile Blogger od http://have-a-hope-to-trust.blogspot.com/ i http://fotobymisku.blogspot.com za co serdecznie im dziękuję. :) !



NOMINOWANY POWINIEN

-podziękować nominującemu na jego blogu

-pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie
-ujawnić 7 faktów o sobie
-nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują

-poinformować o tym fakcie autora nominowanego bloga


FAKTY O MNIE
-Mam na imię Marysia i niedługo skończę 18 lat ;)
-Jestem dość spokojną, cichą osobą, ale otwarta na nowe znajomości :)
-Lubie pomagać ludziom
-Kocham The Offspring, Linkin Park, 1D, i Eda Sheerana
-Uwielbiam pisać. Wkrótce zacznę pisać coś co w przyszłości chciałabym opublikować jako książkę (fajnie by było jakby to marzenie się spełniło hehe ;) )
-Uwielbiam podróżować
-Jestem uzależniona od muzyki


NOMINUJĘ
http://chasingdreams-story.blogspot.com/
http://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/
http://opowiadania-paulikka.blogspot.com/
http://if-you-walk-away.blogspot.com/
http://friends-lovers-haters.blogspot.com/
you-are-my-only-world.blogspot.com :)
http://forbidden-love-is-the-worst.blogspot.com/
http://hundred-percent-reason.blogspot.com/
http://loullylovestory.blogspot.com/
http://pain-and-love-1d.blogspot.com/



niedziela, 10 marca 2013

Rozdział III

Przepraszam, że musieliście tak długo na niego czekać. 


Potężny huk wybudził mnie z snu. Przerażona otworzyłam oczy nie wiedząc czego się spodziewać. Pokój przepełniony był ciemnościami co chwilę jednak jasne światło przeszywało całą sypialnię. Rozbudzona podciągnęłam się na łóżku, delikatnie aby nie obudzić śpiącej na drugiej połowie Grace. Z początku oszołomiona nie wiedziałam co się dzieje, jednak pamięć szybko wróciła. Na stojącym obok łóżka elektronicznym zegarku dochodziła czwarta nad ranem. Oznaczało to, że zaledwie kilka godzin temu wróciłyśmy z imprezy u Sebastiana. Kolejny potężny grzmot przeszył okolice. Grace ani drgnęła, spała jak zabita. Z resztą czemu tu się dziwić, po dawce narkotyków i alkoholu inaczej to wyglądać nie mogło. Jej długie włosy, jak woda rozlane po całej poduszce zakrywały częściowo twarz dziewczyny. Westchnęłam zazdroszcząc twardego snu. 
Nie lubiłam burz. To jedna z niewielu rzeczy, o której nie wiedzą moi przyjaciele. Przy nich zawsze udawałam, że żadne anomalie pogodowe nie są mi strasznie "Przecież tylko przedszkolaki boją się burzy"- zawsze powtarzali, śmiejąc się, gdy kolejny łyk alkoholu lądował w ich gardłach. Oparłam głowę o ścianę nie wiedząc co ze sobą począć. Spać prawdopodobnie szybko nie pójdę, bo zbyt bardzo zostałam rozbudzona, a co gorsza burza wcale nie przechodziła. Wspominając pogodę jaka wczoraj była, można się było domyślać, że burza to tylko kwestia czasu. 
Za drzwi sypialni dobiegł mnie głos mamy. Nie potrafiłam zrozumieć o czym mówi, jednak nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Intuicyjnie  wsunęłam się z powrotem pod kołdrę odwracając w przeciwny do drzwi kierunek. Drzwi otworzyły się zaledwie kilka sekund później.
-Tu jest-  wyszeptała mama.
 Po chwili drzwi zamknęły się z powrotem. Prawdopodobnie zaniepokoili się, że Grace nie ma u siebie. Pewnie sprawdzali czy moja siostra jest tutaj, gdy nie było jej w nocy w swojej sypialni. Ciekawe. Po raz pierwszy spotkałam się z takim przypadkiem ich rodzicielskiej opiekuńczości. Miałam nadzieję, że przyczyną tego w ich umysłach była burza, a nie impreza, o której wciąż miałam nadzieję nie wiedzą. Tak w ogóle dlaczego robią to o tak późnej porze? Piorun znów uderzył gdzieś w pobliżu domu. Nakryłam oczy ręka starając odizolować od kolejnych błysków. Huku nie mogłam zastopować, dlatego chociaż ze światłem chciałam dać sobie radę. Ta ciemność przypomniała mi o Louisie. Dawno nie miałam okazji poznać tak przystojnego a zarazem tak tajemniczego faceta. Ciekawe czy ma dziewczynę, pomyślałam, natychmiast stopując myśli, które biegły w nieodpowiednim kierunku. 
Zmęczona, czując ,że sen powoli powraca zamknęłam oczy odpływając.

Coś za wibrowało tuż nad moja głową. Otworzyłam oczy natychmiast mrużąc je pod wpływem jasnego rozproszonego światła. Głowa pulsowała mi w okolicach skroni błagając o powrót do snu. Telefon wibrował bezustannie. Przewróciłam oczami wyciągając rękę w poszukiwaniu złośliwego urządzenia. W końcu wymacałam komórkę i bez patrzenia na jej ekran przyłożyłam do ucha. Powieki opadały mi chcąc dalszego odpoczynku.
-Halo?- wymamrotałam nie wiedząc czyjego głosu mam się spodziewać. Ktoś wypuścił głośno powietrze. Zmarszczyłam odruchowo czoło.
-Tu mama Rachel
Te słowa zadziałały na mnie jak zimny prysznic. Gwałtownie usiadłam na łóżku czując mdłości. Jasne promienie wiosennego słońca negatywnie wpływały na moje oczy.
-Dzień dobry- powiedziałam nieco żywszym głosem. Nie wiedziałam co powiedzieć więcej.
-Venus, Rachel dostaje gwałtownych skurczy- przerwała na moment, gdzieś po drugiej stronie słuchawki ktoś uderzył czymś o coś ciężkiego.- Właśnie dojeżdżamy do szpitala. Rachel chciała, abym cię o tym powiadomiła- jej głos wydawał się byś spanikowany i skory do płaczu.
-Który szpital?- zapytałam mrugając kilkakrotnie oczami.
-Św. Tomasza
-Będę tam najszybciej jak tylko się da- wyrzuciłam prawie krzyczeć na cały pokój. 
Gdy tylko po drugiej stronie słuchawki nie było słychać już nic, natychmiast zrzuciłam z siebie kołdrę stając na zimnej podłodze. Z początku nie wiedziałam za co się chwycić i co najpierw zrobić. Grace z czerwonymi jak małe dziecko policzkami wciąż spała nawet nie drgając pod wpływem moich ruchów. Serce podskoczyło mi w klatce piersiowej instynktownie nakazując się uspokoić. Szybko rozejrzałam się po pokoju szukając pierwszych lepszych ubrań. Nie byłam w pełni świadoma co się dziej i dlaczego Rachel dostaje skurczy już w ósmym miesiącu, kiedy termin porodu jest jeszcze grubo ponad miesiąc w przód. Chwyciłam turkusową bluzkę i ciemne jeansy wybiegając z pokoju w stronę łazienki. 
Przecież dopiero wlekłam do domu Grace, a teraz Rachel jest coś nie tak.
Drzwi do łazienki huknęły tuż za mną. W pośpiechu nałożyłam ubranie i przemyłam zimną wodą twarz. Cienie pod oczami nie wskazywały, aby ten dzień był dla mnie udany. Związałam włosy w wysokiego koka z powrotem biegnąc do pokoju. Po raz kolejny spojrzałam na odwróconą w moją stronę Grace. Ta dziewczyna miała niesamowicie twardy sen. Po kim to odziedziczyła? 
Miałam kilka sekund na przypomnienie gdzie zostawiałam telefon. Mój wzrok padł na kołdrę, a spod jej krańca na czarne małe urządzenie. Chwyciłam go wybierając numer po taksówkę Rozmowa zajęła mi zaledwie parę sekund i liczyłam, że chociaż i czas czekania nie będzie dłuższy. 
Odkąd tylko dowiedziałam się, że Rachel jest w ciąży przyrzekłam jej że będę ją wspierać aż do narodzin dziecka. Nie chciałam jej zawieść. Nie mogłam. 
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dochodzi siódma. Spałam niewiele, pić wczoraj aż tyle nie piłam, a czułam się jak zombie. Miałam wątpliwości czy to kac morderca czy po prostu brak wystarczającej ilości snu sprawił, że czułam się beznadziejnie. Nie miałam pojęcia co złego może się dziać. Przecież Rachel nie piła nic złego wczoraj. A jeśli to z dzieckiem jest źle? W brzuchu poczułam nieprzyjemne ukłucie. Serce waliło niespokojnie sprawiając, że czułam pulsowanie w dłoniach. W głowie próbowałam odnaleźć jakiś szczegół, który mógłby naprowadzić mnie na drogę, w której znajdę odpowiedź na pytanie czy to przez wczorajszą imprezę Rachel trafiła do szpitala. W moim umyśle nagle pojawił się obraz odjeżdżającego samochodu Louisa. Wyprostowałam się, zastygając na moment. Czy on jej coś zrobił? Nie potrafiłam normalnie myśleć. Chłopak nie chciał mi pomóc przy Grace i doskonale widział jak męczę się podnosząc ją samodzielnie. 
Z zewnątrz dobiegł odgłos zatrzymującego się samochodu. Było zbyt wcześnie, aby to był ktoś kogo spodziewać się było można dlatego uznałam, że to taksówka. W samą porę pomyślałam wybiegając z pokoju. Oprócz odgłosu uderzających o podłogę stóp nie było słychać niczego. W domu panowała grobowa cisza. Nie potrafiłam nawet stwierdzić czy rodzice są w nim czy nie. Zbiegając ze schodów potknęłam się u samego dołu, przeklinając cicho pod nosem. Mocnym szarpnięciem otworzyłam frontowe drzwi. Wiosenne ciepłe, wilgotne powietrze otuliło moje ciało upewniając, że nie robię błędu zostawiając sweter w domu.
-Dzień dobry- wydyszałam wsiadając na tył taksówki.
Starszy mężczyzna, prowadzący auto kiwną głową odwracając się następnie w moją stronę.
-Dokąd jedziemy?- zapytał. W jego oczach dostrzegłam zmęczenie, a pomarszczona dłoń uświadomiła mi, że mężczyzna musi być bliski emerytury. 
-Szpital świętego Tomasza- poinformowałam po krótkiej chwili namysłu. Mężczyzna odwrócił się, kładąc ręce na kierownicy, po czym po chwili ruszyliśmy. Zbyt szybkie dodanie gazu wbiło mnie w fotel.
-To stare auto- wyjaśnił.
Odwróciłam się w stronę okna zastanawiając czy to bardziej nie jego starość jest powodem takiej jazdy. 
Samochód po Londynie poruszał się wolno bo wszędzie korki tamowały drogę. Moje nerwy rosły. Gdyby szpital był blisko ruszyłabym do niego pieszo lub rowerem, jednak w tym wypadku nie miałam innego wyjścia. Jakbym nie zniszczyła własnego auta prawdopodobnie już dawno byłabym w szpitalu.
-Czy można to jakoś przyspieszyć?-zapytałam nerwowo.
Mężczyzna z początku milczał, jednak w końcu pokręcił przecząco głową. 
-Nie za bardzo. Proszę się nie denerwować- dodał podchwytując mój wzrok w przednim lusterku.
-Moja koleżanka trafiła do szpitala, nie wiem co się z nią dzieje jest w ósmym miesiącu ciąży, a pan każe mi się nie denerwować?- wybuchłam tracąc panowanie nad emocjami. Nie należałam do osób wstydliwych i nie przejmowałam się zbytnio faktem, że mężczyzna mógłby być moim dziadkiem.
-Może pani iść na piechotę.
Przez chwilę rozważałam jego propozycję jednak czując  bezsilność i trochę poczucie winy, odwróciłam wzrok wpatrując się w inny samochód. 

Po pół godzinie wreszcie moim oczom ukazał się gmach szpitala. Budynek był wielki i od razu przywoływał mi na myśl tylko złe wspomnienia z czasów kiedy odwiedzałam chorą ciotkę. Taksówka zatrzymała się tuż przed głównym wejściem. Szybko zapłaciłam należną sumę po czym wypadłam ruszając biegiem do szpitala. W wejściu minęłam dwóch młodych ludzi niechcący popychając jedno z nich. W końcu znalazłam się w środku. Skołowana nie wiedziałam w którą stronę powinnam się udać. U sufitu wisiało kilka tabliczek nakierowujących. Szybko odnalazłam wśród nich również tą bardzo dla mnie istotną. Ruszyłam wedle jej rozkazu. 
Na szpitalnym korytarzu wyczuwało się specyficzny zapach charakterystycznie dla tego miejsca. Z jednej z sal wychodził właśnie jakiś zapłakany mężczyzna podpierający się o balkonik. Ten widok przeraził mnie jeszcze bardziej. Biegłam, zatrzymując się dopiero przy głównej informacji.
-Przepraszam szukam Rachel Solen
Młoda kobieta o dużych oczach zlustrowała mnie szybko wzrokiem. 
Chwilę później spojrzała na ekran komputera. Nerwowo zaczęłam stukać paznokciami o kontuar.
-Pokój 237
-Dziękuję
Przypominając sobie numery sal, które do tej pory minęłam sala gdzie leżała Rachel musiała być piętro wyżej. Skręciłam w pierwszą w prawo, biegnąc po jasnych kafelkach, które przerażały mnie coraz bardziej. Gdy tylko znalazłam się na mniej zatłoczonym korytarzu usłyszałam stłumiony krzyk. Zwolniłam trochę odgarniając zagubione kosmyki do tyłu. Cyfry na drzwiach przewijały się przed moimi oczami, jak drzewa za szybą samochodu. W końcu stanęłam przed drzwiami z numerem 237. Serce mimo i tak przyspieszonego tempa zabiło boleśnie w moich piersiach. Nie wiedziałam czy mam tak po prostu wejść czy może lepiej zapukać. Lecz kto w szpital tak naprawdę puka? Zacisnęłam lewą dłoń w pięść czując jak paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną część dłoni, a drugą powoli nacisnęłam klamkę, popychając następnie drzwi. 
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam było jakieś duże urządzenie stojące koło szpitalnego łóżka.
-Venus- głos Rachel skierował moje oczy na twarz dziewczyny- Dobrze ze jesteś- wysapała. 
Była cała mokra od potu. Z jej twarzy wyczytałam ze jest strasznie zmęczona i przerażona.
-Obiecałam ci, że będę przy tobie- powiedziałam podchodzą do dziewczyny. Rachel objęła moją dłoń swoją.
-Zaczynam rodzić- wyjaśniła szybko.
Słysząc te słowa lekko ulżyło mi, że nic złego nie jest jej dziecku.
Ale coś do mnie dotarło.
-W ósmym miesiącu?- zdziwiłam się- To nie za wcześnie?
-Podobno w młodym wieku to jest bardziej możliwe niż normalnie- jej język plątał się w buzi. 
Nie miałam pojęcia jak jej pomóc. 
-Dlaczego trzymają cie w zwykłej sali, a nie na porodówce?- zdenerwowałam się, że moja przyjaciółka nie jest otoczona wystarczającą opieką medyczną.
-To dopiero początek. I podobno niedługo tam mają mnie zabrać- gwałtownie położyła głowę na poduszce, krzywiąc się przy tym strasznie.
-Jezu, Venus to naprawdę tak musi boleć?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chwile siedziałyśmy nic nie mówiąc. Co chwilę słyszałam tylko szybkie oddechy mojej przyjaciółki.
-Jestem cholernie zmęczona, a dziecko chce już na świat. Nie mogło sobie wybrać innej daty tylko akurat kiedy nie spałam przez imprezę prawie w ogóle?- krzyczała
Spuściłam z niej wzrok, w duszy przyznając jej rację. 
Parę minut później do pokoju weszła pielęgniarka z mamą Rachel. Kobieta była na pierwszy rzut oka zdziwiona moją obecnością, jednak mama Rachel uspokoiła ją mówiąc kim jestem.
-Zabieramy cię na salę- pielęgniarka podeszła do Rachel przykładając coś do jej brzucha.
-Już?!- Rachel była coraz bardziej spanikowana.
Zaraz ma zobaczyć swoje dziecko, skąd te nerwy?
-Masz częste i silne skurcze, czas zacząć- przeniosła wzrok na mnie - Pani niestety musi poczekać na korytarzu.
Bez zastanowienia wstałam z krzesła, na które zaledwie chwilę temu usiadłam, po czym ostatni raz spojrzałam na Rachel, której łóżko właśnie wyjeżdżało z sali.
-Wszystko będzie dobrze- pocieszyłam najłagodniej jak tylko umiałam.
Chwile później wyszła na korytarz od razu siadając na niewygodnym plastikowym krześle przed drzwiami.

Powoli uspokajałam się czując w głębi duszy, że wszystko będzie dobrze. Cieszyłam się, że nic poważnego się nie działo. Przez chwilę poczułam nawet, że jestem tu niepotrzebna skoro nawet nie mogę wejść na salę, no ale czy na prawdę na to liczyłam? Przecież nie jestem ojcem jej dziecka. 
Rozwaliłam się na krześle, głowę opierając o jego zagłówek. Kątem oka widziałam jakiegoś staruszka depczącego wolno po korytarzu. Mężczyzna rzucił mi dziwne spojrzenie. Starzy ludzie działali mi na nerwy, jednak teraz nie miałam na nic siły. Nie wiedziałam ile będę musiała czekać. Miałam nadzieję, że krótko, jednak w takich sprawach nie da się tego przewidzieć. 
Korytarz opustoszał, a jedynym dźwiękiem był odgłos zepsutej lampy, która mrugała gasnąc co chwilę . Zamknęłam oczy wykończona wszystkim. Po paru minutach nawet odgłos lampy zdawał się być niczym. Nawet nie wiem kiedy przestałam kontrolować swoją świadomość.

Obudziło mnie delikatne pukanie w kolano. Znów ktoś nie daje mi spać, pomyślałam, jednak szybko uświadomiłam sobie, że przecież jestem w szpitalu i to może być ktoś z bliskich Rachel. Zmrużyłam oczy nie widząc nikogo po lewej stronie korytarza. Przewróciłam głowę w prawo mało nie dostając zawału.
-Kawy?
Szybko usiadłam prosto, nie panując znów nad sercem, ale mając pewność, że chociaż dobre miejsce  wybrałam na zawał
Obok mnie na krześle, w skórzanej kurtce i z dwoma kubkami parującego napoju, siedział ten samo chłopak, który w umyśle nie dawał mi spokoju. Brązowe włosy, zaczesane do góry podkreślały jego rysy twarzy. Przełknęłam ślinę nie wiedząc co powiedzieć. To był Louis. 


Pisząc uczciwie nie jestem zadowolona z tego rozdziału i boje się, że Was rozczarowałam... Jednak jest jedno ale. W tym rozdziale jest dużo ważnych szczegółów, które w przyszłości pojawią się jeszcze. Jeśli chodzi o Rachel to powoli mam zamiar przenosić drugoplanowych bohaterów na dalszy plan, a bardziej skupiać się na relacji Venus z Louisem. Przy okazji zapraszam na imagina na mojego drugiego bloga www.youonlyliveonce2509.blogspot.com . Doceniam, że cierpliwie czekaliście na ten rozdział.