czwartek, 31 stycznia 2013

Pewnie zastanawiacie się kiedy wreszcie pojawi się pierwszy rozdział? 
Jeśli dobrze pójdzie to pod koniec tego tygodnia, jeśli nie, to na pewno w przyszłym. Ogólnie zauważcie, że w pierwszej notce na tym blogu pisałam iż Without Reason rusza dopiero gdzieś w połowie lutego lub na początku marca. ;)  

Dopiero skończyłam swoją przygodę z You Only Live Once i trochę potrzebuję czasu, aby "zapoznać się" z Venus, która jak zapewne widzicie, ma odmienny charakter od Liliany (czytający YOLO to na pewno zauważyli  :-)   ). 
A więc, dajcie mi trochę czasu. Codziennie myślę jak "rozegrać" to opowiadanie i nieskromnie napisze, że dzisiaj dosyć sporo pomysłów przyszło mi do głowy. Nie chcę Was zawieść, mam nadzieję, że opowiadanie będzie dobre. Więc proszę, cierpliwości, a ja postaram się Was nie zawieść! 
Na zakończenie chciałabym jeszcze napisać, że jestem zaskoczona! Ten blog ma dopiero prolog, a już ma 13 obserwatorów! Jak dla mnie to jest COŚ. Jestem ogromnie zdziwiona, ale i szczęśliwa, bo wiem, że będę miała dla kogo pisać. 

Dziękuję i do napisania wkrótce :) 

sobota, 19 stycznia 2013

Prolog

-No i to na dzisiaj tyle. Dziękuję, widzimy się jutro. 
Te słowa ożywiły mnie momentalnie. Nie patrząc na to co robią inni, wstałam z piekielnie niewygodnego krzesła, po czym zaczęłam wrzucać książki do torby. Jedna z nich nie chciała się zmieścić zmuszając mnie do niesienia jej w rękach i przy okazji sprawiając, że stawałam się bardziej nerwowa. Zawsze uważałam, że paradowanie po szkolnym korytarzu z książkami w rękach jest symbolem kujonów. Nie byłam kujonem. 
Część osób wyszła już z klasy i tylko nieliczna garstka została  w środku. Profesor Kimlet wciąż siedział przy biurku i zapisywał coś w dzienniku, trzymając głowę strasznie blisko biurka. Nie lubiłam go. Zawsze dostawiałam zaniżone oceny, a co za tym szło, kłóciłam się iż robi to złośliwie. Podejrzewam, że on także nie pała do mnie sympatią, jednak nie dbałam o to. To tylko szkoła. W końcu nadejdzie dzień, w którym powiem tym wszystkim idiotom adiós i zostawię tą instytucję za sobą. Jednak niestety to jeszcze musi trochę poczekać. Mam 18 lat, szkołę kończę dopiero za rok. Wyszłam z klasy szybkim krokiem wpadając w tłum rozgadanych ludzi. Jakaś dziewczyna trąciła mnie łokciem, a gdy  zorientowała się, że to ja byłam ofiarą, odwróciła się i przeprosiła. Jej gęsta, ciemna i trochę zbyt długa grzywka wpadała jej do oczy. Rowan Tellas, pierwszoklasistka. Zbyt krótko tu jest, aby wiedzieć, że powinna uważać. Rzuciłam jej wrogie spojrzenie, aby wiedziała, że powinna na mnie uważać. Szłam dalej przeciskając się przez kolejne grupki rozbawionego towarzystwa. Westchnęłam próbując uspokoić nerwy. Dlaczego tak wszystko mnie denerwuje? To pytanie przemykało ostatnio dosyć często w mojej głowie. Jeszcze nie tak dawno byłam towarzyską osobą, chcącą pomagać innym. Gdzie to znikło? 
W pewnym momencie ktoś złapał mnie od tyłu za ramię. Zatrzymałam się natychmiast, a sekundę później poczułam jak ktoś wpada na mnie, rzucając pod nosem nieprzyjemny komentarze. Po chwili trochę wyższy chłopak ode mnie wyminął mnie kręcą głową. Palant, pomyślałam. 
-Ale pędzisz!- Rachel uśmiechnęła się do mnie zadziornie. Jej półdługie blond włosy związane w wysokiego koka pozwalały zauważyć innym, że dziewczyna ma niesamowicie ładne rysy twarzy. Jej wciąż rosnący brzuszek delikatnie otarł się o moje przedramię. Ruszyłyśmy razem w stronę wyjścia ze szkoły. 
-O której kończysz?- zapytałam ponownie wpychając się w tłum 
-Mam jeszcze dwie godziny, a ty?- odparła, prawą dłoń położyła na ośmiomiesięcznym brzuchu, ochraniając przed ewentualnym popchnięciem. 
-Za godzinę- rzuciłam w odpowiedzi nie mając zbytnie nastroju do rozmów. 
Rachel była moją przyjaciółką. Przyjaźniłyśmy się odkąd skończyłyśmy dziesięć lat. Nasi rodzice poznali się na wakacjach w USA, a później przeprowadzili się tutaj z Coventry. Rachel jest jedną z najładniejszych dziewczyn jakie znałam. Zazdrościłam jej urody, choć podobno sama nie miałam nagannego wyglądu. Mimo to nie chciałabym być teraz na jej miejscu. Osiem miesięcy temu zaszła w ciąże ze swoim chłopakiem, który gdy tylko dowiedział się, że zostanie ojcem zostawił ją. Na początku wieść, że zostanie mamą była dla nas obu szokiem, a rozmowy o aborcji nie schodziły na boczny tor, choćby na jeden dzień. Rachel była pewna siebie i chyba tylko to pomogło dokonać jej wyboru. Postanowiła urodzić to dziecko i pokazać frajerowi, że kobieta sama może poradzić sobie bez faceta. 
-Erin i Ian są w naszym miejscu- oznajmiła spoglądając w ekran swojej komórki. Nasze miejsce to tak naprawdę nic innego jak centralny punkt dziedzińca szkolnego, z którego można było obserwować wchodzących do szkoły uczniów. Lubiliśmy tam przesiadywać i przy okazji komentować wszystko co u innych wydawało się być kompletną porażką. Kiedyś taka nie byłam. Erin, Ian i Rachel dodali mi wiary w siebie. Dlaczego więc często byłam wredna dla innych choć jedno z drugim nie miało wcale tak dużo wspólnego? 
Bez powodu. 

~~~~

Jak Wam się podoba? Ta historia będzie zupełnie inna od tej o Lilianie i Harrym(link do tego opowiadania). Ciesze się, że pomimo takiej pustki na tym blog już jest pięciu obserwatorów. Mam nadzieję, że będzie ich więcej, a opowiadanie Wam się spodoba! 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wprowadzenie

Venus Kissley  to dziewczyna z pozoru mająca wszystko o czym marzy przeciętna uczennica. Jest popularna, potrafi postawić na swoim i podporządkować pod siebie słabszych. Dużo chłopaków zabiega o jej względy, lecz  większość zostaje odesłanych z kwitkiem.  Dla osoby z zewnątrz wydaje się być ideałem. Ma bogatych rodziców i równie śliczną jak ona, młodszą siostrę. Jednak nikt tak na prawdę nie wie, że jej wredne zachowanie to tylko maska, za którą chowa swoją prawdziwą osobowość, zagubioną przez wpływ środowiska, którym się otacza. Pewnego dnia w dość zwyczajnych okolicznościach poznaje przystojnego Louisa. W końcu trafia kosa na kamień.


Co myślicie? To na razie wstępny zarys o czym będzie historia. Mam nadzieję, że spodoba Wam się równie bardzo jak moje poprzednie opowiadanie :)

Wkrótce prolog. 

Zapraszam.