niedziela, 24 marca 2013

Rozdział IV


Serce dudniło mi w piersiach powodując, że nie mogłam wykrztusić ani słowa. Odruchowo wyprostowałam się na krześle, czując ból w szyi. Na prawej dłoni miałam odciśnięte jakieś dziwne wzory prawdopodobnie od trzymania ręki pod którąś z kończyn.
-Kawa powoli stygnie…- powiedział spokojnie, skupiając wzrok na małym kubeczku.
Nie chciałam na niego patrzeć, jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Robiłam to, a przynajmniej tak mi się wydawało, w subtelny sposób, udając, że tak naprawdę nie patrzę na niego.
-Dasz mi jeden kubeczek?- zapytałam dławiąc się własną śliną.
Louis rozchmurzył się podając mi kawę.
-Szpital nie ma luksusowych smaków, więc mam nadzieję, ze taka ci wystarczy.
Gorący kubek parzył mnie w rękę. Polowi podniosłam kawę, po drodze zastanawiając się czy chłopak czegoś do niej nie wrzucił. Gorący napój trochę mnie rozluźnił. Kawa wbrew ostrzeżeniom chłopaka nie była taka zła, może trochę zbyt gorzka, jednak nie chciałam mu nic mówić.
Nagle przypomniałam sobie o Rachel. Spałam dosyć długo, ponieważ zegarek na mojej dłoni wskazywał południe, zaniepokoiłam się, że nie dostałam żadnych informacji od lekarza.
-Masz ochotę coś zjeść?- zapytał po dłuższej chwili milczenia.
Nie jadłam niczego od wczorajszego wieczoru, a wydarzenia które się później rozegrały spowodowały, że głód nie dawał o sobie znać. Teraz ze zdwojoną siła poczułam ssanie w żołądku. W tym samej chwili po drugiej stronie długiego korytarza zauważyłam mamę Rachel. Kobieta dreptała szybko, zmierzając w moją stronę. Poczułam mdłości, bo jej mina wcale nie wskazywała na to, że właśnie została babcią. Szybko przeniosłam wzrok na Louisa, który również patrzył się na niską kobietę. Bez słowa wstałam z krzesła czując zawroty głowy. Kawa w mojej dłoni delikatnie się zatrzęsła.
-Venus, nie myślałam, ze wciąż tu jesteś- przerwała na moment zastanawiając się nad czymś. Miała dość roztrzepane włosy i widoczne wory pod oczami.
-Czy coś się stało?
Kobieta na moment spuściła ze mnie wzrok, przenosząc go najprawdopodobniej na Louisa. Zdenerwowałam się.
-Rachel trochę to się zejdzie. Może trwać nawet do późnego wieczora, Venus doceniam to, że wciąż tu jesteś, ale proszę idź do domu, wyśpij się, zjedz coś, a ja zatelefonuj do ciebie jak już wszystko będzie dobrze- po wyrazie jej twarzy widziałam, że się o mnie martwi.
Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć, co zrobić, jak się zachować. Jakby to miało pomóc na moment przeniosłam wzrok na stojącego kilka metrów dalej Louisa. Chłopak patrzył się w podłogę, chowając ręce w kieszeni kurtki.
-Obiecałam, że zostanę i będę kiedy dziecko się będzie rodzić, tak więc zrobię. Przykro mi, ale nie spełnię pani prośby. Zostanę w szpitalu- powiedziałam głosem pewnym siebie
Kobieta westchnęła głośno
-No dobra, ale przynajmniej idź coś zjeść
Pani Solen bez słowa pożegnała odwróciła się do mnie plecami, ruszając w tą samą stronę, skąd poprzednio tu przyszła. Nie patrząc na Louisa ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Gdzieś w okolicy musi być jakaś restauracja.
-Hej zaczekaj!- z oddali usłyszałam głos chłopaka
Wiedziałam, że ruszy za mną. Nie odwracając do tyłu głowy wyszłam przed gmach szpitala.
-Kiss- zawołał
Osłupiałam stając natychmiast w miejscu i z oburzonym wyrazem twarzy spojrzałam się na niego.
-Nie nazywaj mnie tak –uprzedziłam
Nienawidziłam jak ktoś skracał moje nazwisko. Zgniotłam pusty kubeczek wrzucając go do kosza, po czym ponownie ruszyłam przed siebie.
-Wowow, jaka jesteś wrażliwa- zawołał ironicznym głosem
-Wowow, a ty niepomocny- odgryzłam się przypominając sobie jak nie chciał mi pomóc na imprezie
Przyspieszyłam kroku. W pewnym momencie czyjaś ręka chwyciła  mój nadgarstek. Zatrzymałam się. Próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku, jednak Louis mi na to nie pozwolił. Spojrzałam mu po raz pierwszy tego dnia w oczy.
-Zawsze jesteś taka?-zapytał spokojnie, wciąż nie puszczając mojej ręki.
-Jaka?- zapytałam kręcąc szybko głową nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Chłopak przygryzł na chwile wargę, dopiero teraz uświadomił sobie iż wciąż mnie trzyma. Rozluźnił uścisk, pozwalając zabrać mi rękę.
-Wredna?-dokończył
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Louis jednak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku. Wypuściłam z płuc powietrze, wiedząc, że krzykiem chyba nic nie zdziałam. Przynajmniej nie teraz.
-Nie jestem wredna- zapeniłam.
-Jesteś
-Wcale nie- zaprzeczyłam, nie dając za wygraną. Nie byłam wredna, dlaczego on tak uważał?
Po minie chłopaka widziałam, że nie wierzy mi i nie zamierza zmienić co do tego zdania. W normalnych okolicznościach powiedziałabym, że leje na to co ktoś sobie o mnie myśli, jednak tym razem było inaczej. Dlaczego tak bardzo chciałam udowodnić mu, że się myli?
-Jak możesz oceniać mnie wcale mnie nie znając...
Zamilkliśmy na moment. 
Moja pewność sobie gdzieś znikła. Nie potrafiłam powiedzieć skąd to się bierze. Byłam pewną siebie osobą, a co się teraz działo? Niebywałe. Tępo gapiłam się w popękane  płyty chodnika nie chcąc spojrzeć mu ponownie w oczy.
-A dasz mi się  poznać?-zapytał cicho, ale stanowczo.
Podniosłam na niego oczy. Dopiero teraz zauważyłam jak błękitne ma tęczówki.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co gorsza co się ze mną dzieje. Rzadko kiedy nie wiedziałam co komuś odpowiedzieć. Louis podszedł bliżej mnie. Mając spuszczoną głowę widziałam kątem oka  zarys jego sylwetki. Cicho westchnął.
-Po drugiej stronie ulicy, przy bulwarze jest budka z hotdogami-zatrzymał się na moment po chwili kontynuując pewniejszym tonem - są naprawdę dobre.

***

Zamówiliśmy po jednym hotdogu dla każdego z nas i teraz szliśmy bulwarem otuleni wiosennymi promieniami słońca. Pomiędzy gryzami fastfooda zapytałam;
-Często bywasz w tym szpitalu?
Louis z początku nie odpowiadał, zajęty przegryzaniem kolejnych kęsów wydawało się nie słyszeć mojego pytania.
-Tak, dość często- odpowiedział w końcu
W brzuchu poczułam jak coś sprawia, że zaczęłam się niepokoić. Odwróciłam głowę spoglądając na niego. Nie wydawał się być na cokolwiek chory.
-Myślisz, że możemy tam posiedzieć?
Wskazał głową na miejsce tuż przy brzegu rzeki. Potrząsnęłam głową od razu zgadzając się na dłuższy pobyt w jego towarzystwie.  Trawa była mokra od porannego deszczy. Louis zaoferował mi swoją kurtkę, kładąc ją na trawie. Z początku nie chciałam się na to zgodzić, jednak w końcu dogadaliśmy się, że razem na niej usiądziemy. 
Tak blisko Louisa jeszcze nie byłam. Nasze ręce co chwilę ocierały się o siebie, gdy któreś podnosiło do ust hotdoga.
-Jak ma się twoja przyjaciółka?-zapytał gniotąc brudny papier po jedzeniu,  następne rzucając go na miejsce obok stóp.
Przełknęłam jeden z ostatnich kęsów
-Jej mama mówi że to jeszcze trochę potrwa
Wiatr powiał gwałtownie, sprawiając, że zapach perfum chłopaka stał się bardziej odczuwalny.  Ma niezły gust, pomyślałam. 
-Wiadomo jakiej płci będzie?-dopytywał
Pokręciłam przecząco głową
-Rachel nie chciała wiedzieć
Louis przysunął się jeszcze bliżej mnie. Przez chwilę poczułam się nieswojo.
-A gdzie ojciec dziecka?
Podniosłam głowę patrząc na płynącą rwącym nurtem rzekę.
-To długa historia- odpowiedziałam tylko, nie chcąc o tym gadać. Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam zazdrość. Dlaczego dopytywał tak bardzo o Rachel? Tylko po to mnie tu sprowadził? Poczułam złość. 
W kieszeni za wibrował mój telefon. Automatycznie wyciągnęłam telefon z kieszeni i ignorując czy Louis widzi treść wiadomości czy nie, odczytałam ją.

„Gzie jesteś    
     G.     ”?

Szybko wstukała odpowiedzieć informując, Grace, że w szpitalu z Rachel i nie mogę teraz pisać. Schowałam telefon do spodni.
-A jak z twoją siostra?-zapytał, mierzwiąc włosy.
-Właśnie wytrzeźwiała, chyba
Zastanawiałam się, czy jego typ pytań wynika z faktu, że nie mamy tematów do rozmów i po prostu pyta o cokolwiek, aby tylko podtrzymać rozmowę czy może jednak ma to drugie dno.
-Jesteś z Londynu?- tym razem to ja przejęłam kontrolę nas pytaniami. 
Louis uśmiechnął się tajemniczo, odwracając głowę w moją stronę. Jego twarz była blisko mojej. Zdecydowanie za blisko. Przełknęłam ślinę odwracając głowę, tak, aby nie dać mu szansy przypatrywania się mi dłużej.
-Nie, przeprowadziłem się tu parę lat temu.-wyjaśnił
Uświadomiłam sobie, że nie znam tak naprawdę jego wieku. W sumie to nic o nim nie wiem.
-Ile masz lat?—zapytałam przyglądając się jego tatuażom. 
-A na ile wyglądam?- zaśmiał się odsłaniając rząd zębów. 
Miał piękny uśmiech, przeszło mi nagle po głowie.
-Nie chcę strzelać. Jeszcze się obrazisz czy coś…. 
Skrzywiłam się w myślach oceniając go na jakieś maksymalnie dwadzieścia pięć lat. 
-Dwadzieścia jeden- powiedział w końcu
-Dwadzieścia jeden- powtórzyłam obdarowując go uśmiechem, szybko jednak odwracając wzrok.
Mój telefon znów za wibrował. Westchnęłam. Podejrzewałam, że to znów Grace, chcąca dowiedzieć się jakiś szczegółów jednak na ekranie pojawiła się wiadomość od kogoś innego. Tym razem to nie była Grace, tylko Erin.  Dziewczyna poinformowała, że właśnie stoi przed szpitalem z Ianem i nie wiedzą gdzie iść. 
Przekręciłam oczami. Miałam ochotę odpisać, że przecież istnieje informacja w szpitalu, jednak ostatecznie napisałam tylko, że zaraz tam będę.
-Musze wracać- powiedziałam Louisowi kelpiąc się po kolanach.
Chłopakowi natychmiast znikł uśmiech z twarzy
-Coś się stało?
-Nie, ale moi przyjaciele czekając przed szpitalem
Louis potrząsł głowa wstając z ziemi. Podążyłam za jego przykładem. 
Chwilę wahałam się czy mam na niego czekać czy po prostu pożegnać się i iść na spotkanie z Erin i Ianem. 
W końcu wybrałam pierwsza z opcji.
-Rachel powinna skakać z radości, że ma takich przyjaciół- zaczął  gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy. Louis wydawał się być lekko zakłopotany i nieobecny.
-Tak, ma szczęście- odparłam już z oddali widząc sylwetki przyjaciół.
W pewnej chwili Louis zatrzymał się.
-Nie ma potrzeby abym tam szedł. –wskazał głową Iana i Erin, którzy rozmawiali kilkadziesiąt metrów dalej.
Ze zrozumieniem przytaknęłam mu głową.
Louis przeniósł wzrok na mnie. Pochwyciłam jego spojrzenie. Nie potrafiłam zamrugać, po prostu gapiłam się w jego oczy jakby ktoś mnie zaczarował. W końcu przerwał kontakt wzrokowy.
-To do zobaczenia- pożegnał się posyłając mi tajemniczy uśmiech. Po czym odwrócił się na pięcie, idąc powoli w nieznaną mi stronę. Coś w jego zachowaniu, słowach i po prostu stylu bycia nie pozwalało mi o nim zapomnieć. Gdzie moja złość, którą tak go darzyłam? Nie powinnam się w ogóle zgadzać na ten spacer...
Kiedy sylwetka Louisa powoli znikała w oddali, odwróciłam się i ruszyłam w stronę szpitala.
-Jak się czyje nasza Rachel?- zapytała z paniką w oczach moja druga przyjaciółka, Erin gdy tylko znalazłam się blisko nich. Mimo wszystko wydawało mi się, że naprawdę tak bardzo zmartwiona nie jest. Erin nie potrafiła się o kogoś martwic. Dla niej mało kiedy liczył się ktoś więcej niż ona sama.
-Zaczęła rodzić, jak już wiecie, na razie nic się nie posunęło do przodu-wzruszyłam ramionami kierując oczy na potężny gmach szpitala. Niektóre z nich były pootwierane na szeroko.
-Chodźmy do środka -Ian ruszył jako pierwszy, stawiając duże kroki, szybko oddalił się od nas.
Erin objęła mnie swoim ramieniem i razem podążyłyśmy za chłopakiem.
-Czy ja dobrze kojarzę,  to ten chłopak z imprezy?- szepnęła mi do ucha. Najwidoczniej nie chciała, aby ktokolwiek to słyszał.
-Wow, coś pamiętasz z niej!- prychnęłam kręcą głową. 
Erin zdjęła ze mnie swoją rękę spuszczając głowę.
-Dobra, nie gadajmy o tym- żachnęła się.
Ian otworzył przed nami drzwi, po chwili w tróję ruszyliśmy w stronę w którą jak mi się wydawało powinniśmy iść. 



Trochę nie wiedziałam jak skończyć ten rozdział. No, ale niech już tak będzie jak jest. Kolejny rozdział myślę, że pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu. Dziękuję za 30 obserwatorów i nominację do różnych nagród :D (P.S sprawdźcie w poprzednich 3 postach, czy nie nominowałam gdzieś Waszego bloga, jeśli nie widziałyście mojego powiadomienia na Waszych w komentarzach.). Jeśli chcecie polecić mi jakiegoś bloga, lub cokolwiek innego to w zakładce SPAM I INNE możecie to zrobić :-) .Jeśli ktoś chce, abym informowała go na TT lub gdzieś indziej to śmiało piszcie. Mam nadzieję, że rozdział był znośny :P

10 komentarzy:

  1. W końcu pojawił się nowy rozdział, mam zaciesza ^^
    Świetny rozdział, w końcu zaczeli rozmawiać tak no dłużej i chyba nasza kochana bohaterka zaczyna mięknąć przy Louim :3
    Czekam kochana na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju, cudowny *.*
    Hmm....ciekawe, może nienawiść przerodzi się w coś innego?......Zupełnie innego? Ciekawe...
    Świetny rozdział!
    Czekam ;)xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Na moje oko i mój gust najlepszy jak dotąd. Uwielbiam wątki z Louisem. Ciekawa jestem co z tego wszystkiego wyniknie (pewnie będą razem xd) i czy Lou ma jakiś podtekst. (chyba nie to słowo użyłam, ale nic mi innego nie przychodzi do głowy). No więc czekam na następny, pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  4. lou mnie totalnie intryguje ...
    i wgl poród rachel...
    KUŹWA DAWAJ SZYBKO ROZDZIAŁ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG rozdział świetny omom i Lou taki tajemniczy lubię jak jest tajemniczy ;DD proszę dodaj szybko rozdział już się doczekać nie mogę !!*.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziuuu, Lou <3
    Booaki rozdział, świetnie się czyta.
    kocham cię, dodawaj szybko next. :**

    OdpowiedzUsuń
  7. rozdział świetny xx tylko jak zawsze nie wiem, jak to w końcu będzie między nią a Lou. Bo Louis jest bardzo tajemniczy jak na razie...
    PS. jakby co to ja @penisbackflip69

    nie mogę się doczekać na następny rozdział więc pisz jak najszybciej x

    OdpowiedzUsuń
  8. Louis cholernie tajemniczy, a mnie to coraz bardziej pociaga w nim ^^ Jestem ciekawa co w końcu z Rachel i jej dzieckiem?
    Pozostaje mi jedynie czekać na nowy rozdział i zawarte w nim odpowiedzi ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Ejej! Co Ty gadasz, jaki znośny? Rozdział jest naprawdę świetny! Lou mnie irytuje trochę, w sumie chyba jak wszystkich, taki niby tajemniczy, hahaha. Ciekawe kiedy przedstawi swoją prawdziwą twarz :D W ogóle strasznie boję się o dziecko Rachel. Jej mama w szpitalu nie wskazywała na to, że będzie dobrze - przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak mam nadzieję, że wszystko będzie z maluszkiem dobrze! :)
    Już nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji pomiędzy Louisem i Venus.
    Czekam na następny! ;)
    http://hundred-percent-reason.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń