Przepraszam, że musieliście tak długo na niego czekać.
Potężny huk wybudził mnie z snu. Przerażona otworzyłam oczy nie wiedząc czego się spodziewać. Pokój przepełniony był ciemnościami co chwilę jednak jasne światło przeszywało całą sypialnię. Rozbudzona podciągnęłam się na łóżku, delikatnie aby nie obudzić śpiącej na drugiej połowie Grace. Z początku oszołomiona nie wiedziałam co się dzieje, jednak pamięć szybko wróciła. Na stojącym obok łóżka elektronicznym zegarku dochodziła czwarta nad ranem. Oznaczało to, że zaledwie kilka godzin temu wróciłyśmy z imprezy u Sebastiana. Kolejny potężny grzmot przeszył okolice. Grace ani drgnęła, spała jak zabita. Z resztą czemu tu się dziwić, po dawce narkotyków i alkoholu inaczej to wyglądać nie mogło. Jej długie włosy, jak woda rozlane po całej poduszce zakrywały częściowo twarz dziewczyny. Westchnęłam zazdroszcząc twardego snu.
Nie lubiłam burz. To jedna z niewielu rzeczy, o której nie wiedzą moi przyjaciele. Przy nich zawsze udawałam, że żadne anomalie pogodowe nie są mi strasznie "Przecież tylko przedszkolaki boją się burzy"- zawsze powtarzali, śmiejąc się, gdy kolejny łyk alkoholu lądował w ich gardłach. Oparłam głowę o ścianę nie wiedząc co ze sobą począć. Spać prawdopodobnie szybko nie pójdę, bo zbyt bardzo zostałam rozbudzona, a co gorsza burza wcale nie przechodziła. Wspominając pogodę jaka wczoraj była, można się było domyślać, że burza to tylko kwestia czasu.
Za drzwi sypialni dobiegł mnie głos mamy. Nie potrafiłam zrozumieć o czym mówi, jednak nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Intuicyjnie wsunęłam się z powrotem pod kołdrę odwracając w przeciwny do drzwi kierunek. Drzwi otworzyły się zaledwie kilka sekund później.
-Tu jest- wyszeptała mama.
Po chwili drzwi zamknęły się z powrotem. Prawdopodobnie zaniepokoili się, że Grace nie ma u siebie. Pewnie sprawdzali czy moja siostra jest tutaj, gdy nie było jej w nocy w swojej sypialni. Ciekawe. Po raz pierwszy spotkałam się z takim przypadkiem ich rodzicielskiej opiekuńczości. Miałam nadzieję, że przyczyną tego w ich umysłach była burza, a nie impreza, o której wciąż miałam nadzieję nie wiedzą. Tak w ogóle dlaczego robią to o tak późnej porze? Piorun znów uderzył gdzieś w pobliżu domu. Nakryłam oczy ręka starając odizolować od kolejnych błysków. Huku nie mogłam zastopować, dlatego chociaż ze światłem chciałam dać sobie radę. Ta ciemność przypomniała mi o Louisie. Dawno nie miałam okazji poznać tak przystojnego a zarazem tak tajemniczego faceta. Ciekawe czy ma dziewczynę, pomyślałam, natychmiast stopując myśli, które biegły w nieodpowiednim kierunku.
Zmęczona, czując ,że sen powoli powraca zamknęłam oczy odpływając.
Coś za wibrowało tuż nad moja głową. Otworzyłam oczy natychmiast mrużąc je pod wpływem jasnego rozproszonego światła. Głowa pulsowała mi w okolicach skroni błagając o powrót do snu. Telefon wibrował bezustannie. Przewróciłam oczami wyciągając rękę w poszukiwaniu złośliwego urządzenia. W końcu wymacałam komórkę i bez patrzenia na jej ekran przyłożyłam do ucha. Powieki opadały mi chcąc dalszego odpoczynku.
-Halo?- wymamrotałam nie wiedząc czyjego głosu mam się spodziewać. Ktoś wypuścił głośno powietrze. Zmarszczyłam odruchowo czoło.
-Tu mama Rachel
Te słowa zadziałały na mnie jak zimny prysznic. Gwałtownie usiadłam na łóżku czując mdłości. Jasne promienie wiosennego słońca negatywnie wpływały na moje oczy.
-Dzień dobry- powiedziałam nieco żywszym głosem. Nie wiedziałam co powiedzieć więcej.
-Venus, Rachel dostaje gwałtownych skurczy- przerwała na moment, gdzieś po drugiej stronie słuchawki ktoś uderzył czymś o coś ciężkiego.- Właśnie dojeżdżamy do szpitala. Rachel chciała, abym cię o tym powiadomiła- jej głos wydawał się byś spanikowany i skory do płaczu.
-Który szpital?- zapytałam mrugając kilkakrotnie oczami.
-Św. Tomasza
-Będę tam najszybciej jak tylko się da- wyrzuciłam prawie krzyczeć na cały pokój.
Gdy tylko po drugiej stronie słuchawki nie było słychać już nic, natychmiast zrzuciłam z siebie kołdrę stając na zimnej podłodze. Z początku nie wiedziałam za co się chwycić i co najpierw zrobić. Grace z czerwonymi jak małe dziecko policzkami wciąż spała nawet nie drgając pod wpływem moich ruchów. Serce podskoczyło mi w klatce piersiowej instynktownie nakazując się uspokoić. Szybko rozejrzałam się po pokoju szukając pierwszych lepszych ubrań. Nie byłam w pełni świadoma co się dziej i dlaczego Rachel dostaje skurczy już w ósmym miesiącu, kiedy termin porodu jest jeszcze grubo ponad miesiąc w przód. Chwyciłam turkusową bluzkę i ciemne jeansy wybiegając z pokoju w stronę łazienki.
Przecież dopiero wlekłam do domu Grace, a teraz Rachel jest coś nie tak.
Drzwi do łazienki huknęły tuż za mną. W pośpiechu nałożyłam ubranie i przemyłam zimną wodą twarz. Cienie pod oczami nie wskazywały, aby ten dzień był dla mnie udany. Związałam włosy w wysokiego koka z powrotem biegnąc do pokoju. Po raz kolejny spojrzałam na odwróconą w moją stronę Grace. Ta dziewczyna miała niesamowicie twardy sen. Po kim to odziedziczyła?
Miałam kilka sekund na przypomnienie gdzie zostawiałam telefon. Mój wzrok padł na kołdrę, a spod jej krańca na czarne małe urządzenie. Chwyciłam go wybierając numer po taksówkę Rozmowa zajęła mi zaledwie parę sekund i liczyłam, że chociaż i czas czekania nie będzie dłuższy.
Odkąd tylko dowiedziałam się, że Rachel jest w ciąży przyrzekłam jej że będę ją wspierać aż do narodzin dziecka. Nie chciałam jej zawieść. Nie mogłam.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dochodzi siódma. Spałam niewiele, pić wczoraj aż tyle nie piłam, a czułam się jak zombie. Miałam wątpliwości czy to kac morderca czy po prostu brak wystarczającej ilości snu sprawił, że czułam się beznadziejnie. Nie miałam pojęcia co złego może się dziać. Przecież Rachel nie piła nic złego wczoraj. A jeśli to z dzieckiem jest źle? W brzuchu poczułam nieprzyjemne ukłucie. Serce waliło niespokojnie sprawiając, że czułam pulsowanie w dłoniach. W głowie próbowałam odnaleźć jakiś szczegół, który mógłby naprowadzić mnie na drogę, w której znajdę odpowiedź na pytanie czy to przez wczorajszą imprezę Rachel trafiła do szpitala. W moim umyśle nagle pojawił się obraz odjeżdżającego samochodu Louisa. Wyprostowałam się, zastygając na moment. Czy on jej coś zrobił? Nie potrafiłam normalnie myśleć. Chłopak nie chciał mi pomóc przy Grace i doskonale widział jak męczę się podnosząc ją samodzielnie.
Z zewnątrz dobiegł odgłos zatrzymującego się samochodu. Było zbyt wcześnie, aby to był ktoś kogo spodziewać się było można dlatego uznałam, że to taksówka. W samą porę pomyślałam wybiegając z pokoju. Oprócz odgłosu uderzających o podłogę stóp nie było słychać niczego. W domu panowała grobowa cisza. Nie potrafiłam nawet stwierdzić czy rodzice są w nim czy nie. Zbiegając ze schodów potknęłam się u samego dołu, przeklinając cicho pod nosem. Mocnym szarpnięciem otworzyłam frontowe drzwi. Wiosenne ciepłe, wilgotne powietrze otuliło moje ciało upewniając, że nie robię błędu zostawiając sweter w domu.
-Dzień dobry- wydyszałam wsiadając na tył taksówki.
Starszy mężczyzna, prowadzący auto kiwną głową odwracając się następnie w moją stronę.
-Dokąd jedziemy?- zapytał. W jego oczach dostrzegłam zmęczenie, a pomarszczona dłoń uświadomiła mi, że mężczyzna musi być bliski emerytury.
-Szpital świętego Tomasza- poinformowałam po krótkiej chwili namysłu. Mężczyzna odwrócił się, kładąc ręce na kierownicy, po czym po chwili ruszyliśmy. Zbyt szybkie dodanie gazu wbiło mnie w fotel.
-To stare auto- wyjaśnił.
Odwróciłam się w stronę okna zastanawiając czy to bardziej nie jego starość jest powodem takiej jazdy.
Samochód po Londynie poruszał się wolno bo wszędzie korki tamowały drogę. Moje nerwy rosły. Gdyby szpital był blisko ruszyłabym do niego pieszo lub rowerem, jednak w tym wypadku nie miałam innego wyjścia. Jakbym nie zniszczyła własnego auta prawdopodobnie już dawno byłabym w szpitalu.
-Czy można to jakoś przyspieszyć?-zapytałam nerwowo.
Mężczyzna z początku milczał, jednak w końcu pokręcił przecząco głową.
-Nie za bardzo. Proszę się nie denerwować- dodał podchwytując mój wzrok w przednim lusterku.
-Moja koleżanka trafiła do szpitala, nie wiem co się z nią dzieje jest w ósmym miesiącu ciąży, a pan każe mi się nie denerwować?- wybuchłam tracąc panowanie nad emocjami. Nie należałam do osób wstydliwych i nie przejmowałam się zbytnio faktem, że mężczyzna mógłby być moim dziadkiem.
-Może pani iść na piechotę.
Przez chwilę rozważałam jego propozycję jednak czując bezsilność i trochę poczucie winy, odwróciłam wzrok wpatrując się w inny samochód.
Po pół godzinie wreszcie moim oczom ukazał się gmach szpitala. Budynek był wielki i od razu przywoływał mi na myśl tylko złe wspomnienia z czasów kiedy odwiedzałam chorą ciotkę. Taksówka zatrzymała się tuż przed głównym wejściem. Szybko zapłaciłam należną sumę po czym wypadłam ruszając biegiem do szpitala. W wejściu minęłam dwóch młodych ludzi niechcący popychając jedno z nich. W końcu znalazłam się w środku. Skołowana nie wiedziałam w którą stronę powinnam się udać. U sufitu wisiało kilka tabliczek nakierowujących. Szybko odnalazłam wśród nich również tą bardzo dla mnie istotną. Ruszyłam wedle jej rozkazu.
Na szpitalnym korytarzu wyczuwało się specyficzny zapach charakterystycznie dla tego miejsca. Z jednej z sal wychodził właśnie jakiś zapłakany mężczyzna podpierający się o balkonik. Ten widok przeraził mnie jeszcze bardziej. Biegłam, zatrzymując się dopiero przy głównej informacji.
-Przepraszam szukam Rachel Solen
Młoda kobieta o dużych oczach zlustrowała mnie szybko wzrokiem.
Chwilę później spojrzała na ekran komputera. Nerwowo zaczęłam stukać paznokciami o kontuar.
-Pokój 237
-Dziękuję
Przypominając sobie numery sal, które do tej pory minęłam sala gdzie leżała Rachel musiała być piętro wyżej. Skręciłam w pierwszą w prawo, biegnąc po jasnych kafelkach, które przerażały mnie coraz bardziej. Gdy tylko znalazłam się na mniej zatłoczonym korytarzu usłyszałam stłumiony krzyk. Zwolniłam trochę odgarniając zagubione kosmyki do tyłu. Cyfry na drzwiach przewijały się przed moimi oczami, jak drzewa za szybą samochodu. W końcu stanęłam przed drzwiami z numerem 237. Serce mimo i tak przyspieszonego tempa zabiło boleśnie w moich piersiach. Nie wiedziałam czy mam tak po prostu wejść czy może lepiej zapukać. Lecz kto w szpital tak naprawdę puka? Zacisnęłam lewą dłoń w pięść czując jak paznokcie wbijają mi się w wewnętrzną część dłoni, a drugą powoli nacisnęłam klamkę, popychając następnie drzwi.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam było jakieś duże urządzenie stojące koło szpitalnego łóżka.
-Venus- głos Rachel skierował moje oczy na twarz dziewczyny- Dobrze ze jesteś- wysapała.
Była cała mokra od potu. Z jej twarzy wyczytałam ze jest strasznie zmęczona i przerażona.
-Obiecałam ci, że będę przy tobie- powiedziałam podchodzą do dziewczyny. Rachel objęła moją dłoń swoją.
-Zaczynam rodzić- wyjaśniła szybko.
Słysząc te słowa lekko ulżyło mi, że nic złego nie jest jej dziecku.
Ale coś do mnie dotarło.
-W ósmym miesiącu?- zdziwiłam się- To nie za wcześnie?
-Podobno w młodym wieku to jest bardziej możliwe niż normalnie- jej język plątał się w buzi.
Nie miałam pojęcia jak jej pomóc.
-Dlaczego trzymają cie w zwykłej sali, a nie na porodówce?- zdenerwowałam się, że moja przyjaciółka nie jest otoczona wystarczającą opieką medyczną.
-To dopiero początek. I podobno niedługo tam mają mnie zabrać- gwałtownie położyła głowę na poduszce, krzywiąc się przy tym strasznie.
-Jezu, Venus to naprawdę tak musi boleć?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chwile siedziałyśmy nic nie mówiąc. Co chwilę słyszałam tylko szybkie oddechy mojej przyjaciółki.
-Jestem cholernie zmęczona, a dziecko chce już na świat. Nie mogło sobie wybrać innej daty tylko akurat kiedy nie spałam przez imprezę prawie w ogóle?- krzyczała
Spuściłam z niej wzrok, w duszy przyznając jej rację.
Parę minut później do pokoju weszła pielęgniarka z mamą Rachel. Kobieta była na pierwszy rzut oka zdziwiona moją obecnością, jednak mama Rachel uspokoiła ją mówiąc kim jestem.
-Zabieramy cię na salę- pielęgniarka podeszła do Rachel przykładając coś do jej brzucha.
-Już?!- Rachel była coraz bardziej spanikowana.
Zaraz ma zobaczyć swoje dziecko, skąd te nerwy?
-Masz częste i silne skurcze, czas zacząć- przeniosła wzrok na mnie - Pani niestety musi poczekać na korytarzu.
Bez zastanowienia wstałam z krzesła, na które zaledwie chwilę temu usiadłam, po czym ostatni raz spojrzałam na Rachel, której łóżko właśnie wyjeżdżało z sali.
-Wszystko będzie dobrze- pocieszyłam najłagodniej jak tylko umiałam.
Chwile później wyszła na korytarz od razu siadając na niewygodnym plastikowym krześle przed drzwiami.
Powoli uspokajałam się czując w głębi duszy, że wszystko będzie dobrze. Cieszyłam się, że nic poważnego się nie działo. Przez chwilę poczułam nawet, że jestem tu niepotrzebna skoro nawet nie mogę wejść na salę, no ale czy na prawdę na to liczyłam? Przecież nie jestem ojcem jej dziecka.
Rozwaliłam się na krześle, głowę opierając o jego zagłówek. Kątem oka widziałam jakiegoś staruszka depczącego wolno po korytarzu. Mężczyzna rzucił mi dziwne spojrzenie. Starzy ludzie działali mi na nerwy, jednak teraz nie miałam na nic siły. Nie wiedziałam ile będę musiała czekać. Miałam nadzieję, że krótko, jednak w takich sprawach nie da się tego przewidzieć.
Korytarz opustoszał, a jedynym dźwiękiem był odgłos zepsutej lampy, która mrugała gasnąc co chwilę . Zamknęłam oczy wykończona wszystkim. Po paru minutach nawet odgłos lampy zdawał się być niczym. Nawet nie wiem kiedy przestałam kontrolować swoją świadomość.
Obudziło mnie delikatne pukanie w kolano. Znów ktoś nie daje mi spać, pomyślałam, jednak szybko uświadomiłam sobie, że przecież jestem w szpitalu i to może być ktoś z bliskich Rachel. Zmrużyłam oczy nie widząc nikogo po lewej stronie korytarza. Przewróciłam głowę w prawo mało nie dostając zawału.
-Kawy?
Szybko usiadłam prosto, nie panując znów nad sercem, ale mając pewność, że chociaż dobre miejsce wybrałam na zawał.
Obok mnie na krześle, w skórzanej kurtce i z dwoma kubkami parującego napoju, siedział ten samo chłopak, który w umyśle nie dawał mi spokoju. Brązowe włosy, zaczesane do góry podkreślały jego rysy twarzy. Przełknęłam ślinę nie wiedząc co powiedzieć. To był Louis.
Pisząc uczciwie nie jestem zadowolona z tego rozdziału i boje się, że Was rozczarowałam... Jednak jest jedno ale. W tym rozdziale jest dużo ważnych szczegółów, które w przyszłości pojawią się jeszcze. Jeśli chodzi o Rachel to powoli mam zamiar przenosić drugoplanowych bohaterów na dalszy plan, a bardziej skupiać się na relacji Venus z Louisem. Przy okazji zapraszam na imagina na mojego drugiego bloga www.youonlyliveonce2509.blogspot.com . Doceniam, że cierpliwie czekaliście na ten rozdział.
Cieszę się, że spotkała tam Louis'a. Ciekawa jestem tylko co tam robi...
OdpowiedzUsuńI już czekam na kolejny rozdział! Przyznam się, że w głębi duszy mam nadzieję, że tym razem nie pozwolisz nam długo czekać ;p
Cieszę się, że nareszcie dodałaś nowy :D Zastanawiam się co tam robił Louis. Mam nadzieję, że kolejny ukaże się szybciej <3 @Helena99_
OdpowiedzUsuńo matko, w końcu nowy rozdział, już nie mogłam się doczekać, ale oczywiście rozumiem, szkoła itp.
OdpowiedzUsuńoczywiście jak zawsze zajebisty, uwielbiam twoje opowiadania.
wszystkich zainteresowanych opowiadaniami o 1D zapraszam na mojego bloga -> http://friends-lovers-haters.blogspot.com/
jest świetnie <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :)
Jeju, jest cudowny *.*
OdpowiedzUsuńKocham twój sposób pisania ;3
Świetny rozdział :D
Czekam ;)xx
o jacież pierdziele :D
OdpowiedzUsuńczemu się śmiałam jak to czytałam ? :o
vudowne opowiadanie. piszesz jakoś magicznie, strasznie wciąga! *.*
czekam na następny .
http://if-you-walk-away.blogspot.com/
buzkaa xx
Boski rozdział! Ja na prawdę nie mogę doczekać się następnego <3 Aaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć! Świetny rozdział. Cała akcja trzymająca w napięciu, tajemniczość. Bardzo ładnie :) i to zakończonie z Louisem. No, no... Podoba mi się! :) Czekam na następny, pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńJest świetny! Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńŻE. TY. NIE. JESTEŚ. ZADOWOLONA. Z. TEGO. BOSKIEGO. ZAJEBISTEGO. JAKŻE. I. RÓWNIE. ŚWIETNEGO. I. W. OGÓLE. WYMIATAJĄCEGO. ROZDZIAŁU.?!
OdpowiedzUsuńPrzecież on jest geeniaaalnyyy!!! Jejjj, a ten Lou na samym końcu, to awww i jaajjj x2 xDD
Pozdrawiam, mam nadzieję, że szybko dodasz równie świetny rozdział jak ten i życzę weny :***
Super rozdział. Tylko jedno pytanie mi się nasuwa.. ,Co tam robił Louis?' ;o Mam nadzieję, że w następnym się dowiem.
OdpowiedzUsuńWeny.
Świetny rozdział! Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadania-paulikka.blogspot.com/
wcale mnie nie rozczarowałaś :) rozdział genialny i zachodzę w głowę skąd się tam Louis wziął ?! czekam na następny
OdpowiedzUsuń@penisbackflip69
uhuhuhuuhuhuh rozdział świetny i czekam na następny *_*
OdpowiedzUsuńNie powinnaś źle myśleć o tym rozdziale. Mógłby być przecież gorszy, a nie jest, ba! Jest świetny! ^^ Cieszę się, że w końcu się rozkręca i dowiemy się co nieco o Louisie ^^ Czekam na następny rozdział z niecierpliwością! ^^ Mam nadzieję, że pojawi się choć troszkę wcześniej niż ten ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piszesz *_*
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu cudowny i już nie mogę się doczekać następnego!!!!!
P.S. Lubię tajemniczego Louisa :D
xoxo bluererry
zapraszam do siebie - opowiadanie o Harrym :)
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-carrying-changes.blogspot.com/
Hej, nominowałam Cię do nagród The Versatile Blogger i Libster Award. Więcej na moim blogu w zakładce Inne ^^
OdpowiedzUsuń